Jak zauważyliście i usłyszeliście dodałam muzykę na bloga, która mi towarzyszy podczas pisania opowiadania. Jest tych piosenek o wiele więcej, ale wybrałam kilka bez których nie byłoby żadnego rozdziału.
Zapraszam do czytanka!
Rozdział niebetowany!
***
**
*
Pierwszy
dzień konkursu miał wyłonić dziesięć zespołów spośród dwudziestu. Chóry szkolne
zjechały z całego stanu. Jedne składały się tylko z chłopaków lub dziewczyn, a
inne tak jak chór pana Coopera był mieszany. Mieli zaplanowane występy na trzy
dni. Wierzył w nich całym sercem, i przygotował ich do wielkiego finału. Dzięki
anonimowemu sponsorowi, który wypłacił pieniądze na szkolny chór, nie musieli
sami ich zdobyć. To dało im więcej czasu na przygotowania nie tylko do
występów, ale i wybrania strojów.
-
No, panie i panowie…- nauczyciel śpiewu wszedł do sali, w której mogli
przygotować się do występu - czas pokazać, na co stać nasze małe miasteczko!-
uśmiechnął się do nich, podnosząc ich na duchu.
Dziś
byli ubrani w białe garnitury z czarnymi krawatami, a dziewczyny w spódnicy do
kolan. Nie zamierzał zdradzać wszystkich Asów w eliminacjach. Mieli wyglądać
skromnie, by jurorzy docenili ich talent, a nie prezencje. Rozniosą ten konkurs
w finale. O, już nie może doczekać się, aż zobaczy u wszystkich opadnięte
szczęki po samą podłogę.
-
Prze pana…- odezwał się jeden z piosenkarzy - nie mamy szans - podzielił się
swoimi obawami - Widział pan jak tamci wyglądają?
Czy
widział? Jasne, że widział. Ślepy i głupi nie jest, wbrew opinii nauczyciela matematyki.
Ich rywale wyglądali jak zawodowi tancerze, byli wystrojeni i świecili bardziej
niż choinka w Boże Narodzenie. Ta przy nich wyglądałaby na “gołą”, dlatego
doskonale rozumiał ich zdenerwowanie.
-
Powiedz mi. Czy zaczynasz czytać książkę od końca, by poznać jej zakończenie?-
zapytał, spoglądając na każdego członka chóru.
-
Nie - odpowiedział tak jak pomyślała reszta.
-
Dokładnie - powiedział pewniejszym głosem. Do niego należało wspieranie ich,
kiedy ci w siebie wątpili, i musiał zachować się w tej chwili jak na swój wiek
przystało - Pokażemy im stopniowo, na co was stać. Wstęp spokojny i tajemniczy,
by chcieli was jeszcze usłyszeć i zobaczyć. Później lekko podkręcimy atmosferę
i tępo. Aż w końcu boom!- udał dłońmi, że coś wybuchło, falując w powietrzu
palcami ala konfetti spadające na podłogę - Zakończenie finału wielkim
niespodziewanym występem - zdradził im wizje występów na następne trzy dni.
Wcześniej nikt go nie pytał, bo wierzyli w siebie póki nie zobaczyli swoich
rywali.
Udało
mu się podnieść ich na duchu, bo zobaczył pewne postawy swoich uczniów.
-
Panie Cooper?- Yoshi wyszedł na środek - Czy pan Sawyer przyjdzie?- musiał
dowiedzieć się od nauczyciela tańca, bo nie rozmawiał z matematykiem od
wczoraj. Niby jechali kilka godzin autobusem, całą drogę odpoczywał w
towarzystwie mężczyzny, ale był zmęczony. I to tak bardzo, że po kolacji
poszedł spać. Jak wstał, to razem z członkami chóru poszli na śniadanie, a
później przygotowywali się do występu. Stroje, krótka próba, chwila odpoczynku
na obiad, i tak tez dziś go nie widział.
-
Przykro mi Yoshi - rzekł, a jego głos zdradzał, że wcale nie jest mu smutno z
tego powodu - Powiedział, że ma ważniejsze sprawy niż patrzenie jak banda
kretynów robi z siebie pośmiewisko - skłamał. Robił to dla dobra nastolatka,
który był zapatrzony w nauczyciela.
-
Aha - mruknął przygaszony. Nie z powodu obrażenia ich. To robił otwarcie. Nawet
w obecności innych nauczycieli, dyrektora i rodziców. Zrobiło mu się przykro,
bo myślał, że…
Co
właściwie?
Jest
kimś więcej dla niego.
Coś
do niego czuje.
Jest
ważny.
Uśmiechnął
się sztucznie do Jonatana, który poklepał go pocieszająco po plecach.
***
Iwao
stanął na końcu filharmonii, w której odbył się koncert. Oparłszy bok ciała o
ścianę, ukrył się w ciemnym koncie. Tak, by nikt go nie widział. To umiał
perfekcyjnie, dlatego Woo nie miał najmniejszych szans, aby go zobaczyć. Za to
on widział jego. Na innych nie zwracał uwagi. Mimo że usta układały się w
uśmiech, to oczy koloru czarnej kawy były smutne. Oczy, które tak uwielbiał, i
robił wszystko by widzieć w nich szczęście. Zmarszczył groźnie brwi, myśląc nad
powodem jego smutku. Rano, gdy wchodził do pokoju głos Woo był radosny, wiec,
co się zmieniło?
Ich
występ różnił się od rywali. Spodziewał się wszystkiego po tym dziwaku,
wszystkiego. Ale nie tego! Skromny strój, jaki mieli wysuwał na pierwszy plan
ich czyste i melodyjne głosy, a taniec odciągał uwagę od ubioru.
Może
Cooper wcale nie jest, aż takim błaznem, na jakiego wygląda?
Nie
zobaczył szczęśliwego błysku w oczach chłopaka również, gdy ogłosili wyniki, i
wyczytali ich szkołę.
Nie
zostawi tak tego. Dowie się, co jest tego przyczyną. Musi się dowiedzieć!
***
Nie
podobało mu się to, co zaobserwował. A dokładnie, to to, że chłopak uciekał przed
nim za każdym razem, gdy chciał po niego podejść. Za pierwszym razem zdusił
gniew w sobie. Za drugim, uderzył nic niewinnego pracownika hotelu, łamiąc mu
szczękę. Jeśli chłopak chciał bawić się z nim w kotka i myszkę, to proszę
bardzo. Przeliczył się jednak myśląc, że będzie za nim biegał. Gówniarz za dużo
sobie wyobraża. Chce uciekać? Droga wolna.
Wszedł
do hotelowej restauracji, w której jego podopieczni jedli kolację. Usiadł koło
Yoshi’ego, traktując go jak powietrze. Machnął na kelnera, przywołując go tym
gestem. Sięgnął po menu, leżące na stole, i przejrzał, jakie oferują sałatki.
Kolacje lubił zjeść lekką.
Wieść
o znokautowanym pracowniku obiegła chyba cały hotel, bo kelner z lękiem
podszedł do stołu.
-
Co podać?- strach odbijał się na jego twarzy jak i w głosie.
-
Sałatkę grecką, i podwójne ekspresso – wymienił swoje zamówienie. Nie patrząc
na kelnera podał mu menu.
-
Co się stało?-Yoshi przyjrzał się jego zdartym kostką na dłoni.
-
Komu jak komu…- spojrzał na nastolatka bezlitosnym wzrokiem – ale tobie nie
muszę się tłumaczyć, Woo – dokończył, gdy kelner ich zostawił.
-
Jak chcesz to nie muszę się w ogóle odzywać – odpyskował cicho, wracając
wzrokiem do swojego talerza.
-
Dziękuje ci bardzo, że tym razem mnie o tym poinformowałeś, Woo – zakpił. Jego
głosu nie ubarwiła nutka ciepła, a szyderstwo. Tak bardzo wyczuwalne, że
nastolatek przez chwilę żałował, że się odezwał – Zważając na…- urwał, gdy
podszedł do nich kelner z zamówieniem. Wyłożył wszystko z tacy na stół, i
życząc smacznego, uciekł jakby Iwao przystawił mu broń do czoła. Nie kontynuując już rozmowy, sięgnął po
serwetkę. Rozłożył ją na kolanach, i zaczął jeść posiłek.
-
Ja, eee…- złapał w dłoń widelec po to by z jednego końca talerza przesunąć nim
kawałem mięsa na drugi – nie chciałem przeszkadzać w ważniejszych sprawach.
Zabójca
odłożył sztućce w taki sposób, aby kelner obsługujący go, odczytał z nich, że
skończył posiłek i może zabrać talerz. Wytarł usta w serwetkę, po czym położył
ją po prawej stronie naczynia.
-
Skąd taki wniosek?- upił kawy, delektując się jej gorzkim smakiem.
-
To jasne, że nic dla ciebie nie znaczę… – w przeciwieństwie do mężczyzny, Yoshi
położył widelec byle jak. Wstał z krzesełka, mając zamiar dokończyć dopiero,
gdy będzie miał możliwość ucieczki po tym, co powie – skoro nie znalazłeś
chwili, aby przyjść i posłuchać jak śpiewam.
A,
więc o to chodziło!
Iwao
zerwał się z miejsca, przewracając krzesełko. Dogonił nastolatka w trzech
korkach. Dłoń zacisnął na ramieniu, i odwrócił go tak mocno, że młodszy odbił
się od jego ciała.
Bradley
już podnosił się z siedzenia, myśląc, że nauczyciel matematyki chce uderzyć
licealistę. Usiadł z powrotem, widząc strach w oczach chłopaka. Dobrze zrobił
kłamiąc mu w oczy. Matematyk potraktuje go jak każdego innego ucznia, i
nastolatek da sobie z nim spokój. Genialny plan.
-
Powiedz mi, Woo – syknął, pochylając się. Jego oczy zdradzały jego gniew –
Kiedy, niby, dałem ci odczuć, że nic dla mnie znaczysz, hmm?- puścił go, widząc
ból na jego twarzy – Może, gdy robię wszystko, abyś był szczęśliwy, hmm? A
może…- przyłożył usta do ucha nastolatka – podczas naszych cielesnych uniesień
rżnę cię jak tanią dziwkę, co?
Jonatan,
i reszta kolegów i koleżanek ze szkoły zastanawiali się, co takiego powiedział
nauczyciel, że na jego twarzy pojawił się soczysty rumieniec, a oczami uciekł w
druga stronę.
-
Ale Cooper…
-
Masz racje – przerwał chłopakowi, czując lekki zawód. On ufał bardziej jakiemuś
dziwakowi niż jemu. Stanął prosto, górując nad nastolatkiem – Cooper nic dla
mnie nie znaczy. Jest zwykłym bezwartościowym śmieciem, którego sprzątnąłbym
bez mrugnięcia okiem.
Oboje
lekceważyli ciekawskie spojrzenia, jakie wlepiali w nich osoby przebywające w
restauracji.
-
Cooper powiedział…- chciał wytłumaczyć swoje zachowanie, i z jakiego powodu go
unikał. Niestety kolejny raz mężczyzna wszedł mu w zdanie.
-
Z tego, co wiem, to nie mam problemu z pamięcią, i nie przypominam sobie, abym
dziś z nim rozmawiał – rzekł swoim bezwzględnym głosem – Skoro tak wierzysz w
każde jego słowo. To może nie mnie, a jemu powinieneś wystawiać dupę, hmm…?- dopowiedział
szyderczo, uśmiechając się złowieszczo, gdy Yoshi otworzył szeroko oczy słysząc
ostatnie zdanie.
-
Jackson…- próbował ułagodzić sytuacje swoimi smutnymi oczami, wiedząc, jaki
wpływ mają na mężczyznę.
-
Wybacz, ale mam ważniejsze sprawy, Woo – zakpił, zostawiając chłopaka samego.
***
Choć
słowa zabolały go bardziej niż uderzenie, to wiedział, że to całkowicie jego
wina. Mógł normalnie porozmawiać z nauczycielem, a nie zachowywać się jak
zraniony gówniarz. Ale czy nie był gówniarzem? Owszem, był. I dziś to
udowodnił.
Kiedy
nauczyciel go zostawił chciał za nim pobiec i go przeprosić, nawet na kolanach,
jeśli byłaby taka potrzeba. Nie chciał go stracić. Po chwili zmienił zdanie.
Wolał dać mu czas na ochłonięcie. Widział to rozczarowanie w jego morderczym
wzroku, i ono zabolało bardziej niż słowa.
Bo
przecież miał rację.
Jackson
robił wszystko, aby się uśmiechał, gdy miał ochotę płakać. Obrażał Vivaniego tylko
po to, by poprawić mu humor. Rzucał kąśliwe, lecz zarazem zabawne uwagi, by go
rozbawić.
Nawet,
gdy się kochali Jackson okazywał większe zaangażowanie niż za pierwszym razem.
Skupiał się najpierw na daniu mu przyjemności, a dopiero później myślał o sobie.
Nie
krzyczał na niego tak jak na początku. Nie obrażał go. No nie tak bardzo,
przynajmniej.
Poświęcał
mu więcej czasu. Dokładnie tyle ile chciał.
Więc
jak mógł w niego zwątpić?
W
jego miłość?
Odetchnął
głośno, unosząc dłoń, by zapukać. Miał już odejść, gdy drzwi otworzyły się, a
po chwili zobaczył mężczyznę. Ubranego tylko w luźne spodnie. Opuścił głowę,
widząc, nadal, morderczy wzrok nauczyciela.
-
Zgubiłeś się, Woo?- odezwał się tym swoim bezlitosnym głosem, opierając się
ręką o kant drzwi.
-
Nie – opowiedział tak cicho, że Iwao ledwo usłyszał – Chciałem przeprosić,
Jackson.
-
Więc?- ponaglił, gdy ten zamilkł, i wpatrzył się w swoje tenisówki, podskubując
czubkami jeden o drugi – Czy przyszedłeś mnie tylko o tym poinformować?
Yoshi
zawahał się chwilę, po czym wtulił się w umięśnione półnagie ciało mężczyzny.
-
Przepraszam Jackson – powiedział w klatkę piersiową zabójcy, obejmując go
mocniej. Bał się, że go odepchnie – Jestem idiotą – dodał, zaciskając oczy, gdy
mężczyzna się cofnął o krok.
Tym
razem nie drgnął na niespodziewany uścisk. Chłopak robił to tak często, że
zdążył się przyzwyczaić. Zresztą… Sprawiało mu to przyjemność. Mieć w objęciach
tak uległe ciało, które tak do niego lgnęło.
Słysząc
słowa chłopaka parsknął pod nosem, mając na końcu języka wiele kąśliwych
odpowiedzi. I nie należały one do tych zabawnych. Raczej do tych obraźliwych.
Odpuścił je sobie dla dobra misji.
Zamknął
drzwi, i złapał chłopaka pod brodą, unosząc głowę.
-
Owszem. Jesteś idiotą, Woo – zgodził się z chłopakiem bez mrugnięcia okiem, i
szczerym głosem, w którym przebijała się ciepła nutka. Yoshi wydął dolną wargę
słysząc przytyk – Ale jesteś moim idiotą, Woo – nie mógł oderwać wzroku z oczu
chłopaka. Uwielbiał w nie patrzeć, gdy pojawiał się błysk radości, a usta
układały się w ten cudowny uśmiech.
Witam,
OdpowiedzUsuńno, no Cooper chciał trochę tutaj namieszać okłamując Yoshi8ego....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia