P.S. Kocham Cię
Tonę w odmętach swojego przekleństwa.
Każdy ruch wprowadza moje ciało w obezwładniający ból.
Hamuję poczucie prywatnego bezpieczeństwa.
Zatrzymuję uczucie, jakim darzę JEGO.
Jego?
Potwora podszytego za anioła?
Anioła?
Co to za słowo?
Wydaję się względnie idealne.
Przytacza nam na myśl stworzenia piękne.
Uformowanie z gliny prawdziwego bóstwa.
Więc... Synonimem "Upadły Anioł" jest słowo... Ale jakie?
Zło?
Cierpienie?
Zemsta?
A może coś zupełnie innego?
Może właśnie to my tworzymy własną iluzję naszego indywidualnego nieba?
Przecież nie ma chodzącego piękna.
Nie istnieje człowiek o uczuciach czystych, a zamiarach jeszcze lepszych.
Każdy z nas jest piekłem dla innego stworzenia.
KAŻDY!
Niszczymy wszystko co kochamy, co uważamy za idealne.
Tylko po co, zapytacie.
Kochaliście kiedyś bezgranicznie?
Tak... Nieskazitelnie, wmawiając sobie, że to relacja na całe życie?
Sądziliście, że będziecie ze sobą na wieki.
Póki śmierć was nie rozłączy.
Miłość jednak jest bzdurą.
Wytworem naszej wyobraźni, która uzupełnia luki między wierszami.
Chcę upchać "dobre" wspomnienia, a wyrzucić złe.
Filiżanka nie jest trwała. W końcu pęka.
Pomadka nie jest trwała. W końcu się kończy.
Telefon nie jest trwały. W końcu się psuje.
Miłość nie jest trwała. W końcu wygasa.
Niczym skrzydła motyla, które tracą swój urok w chwili śmierci stworzenia.
Niczym oczy, które tracą swój blask w chwili nagłego smutku.
Niczym łzy, które drugi raz nie poleją się podobnym torem, co poprzednie.
Miłość jest bzdurą.
Kłamstwa niszczą.
Fałszywe uśmiechy uczą mydlić dusze.
Łganie o uczuciu, które nie istnieje.
To... Iluzja.
~*~
-
Jackson?
-
Tak?
-
Kochasz mnie?
-
...
-
Jackson?
-
Tak?
-
Nie zostawisz mnie?
-
...
-
Jackson?
-
Co chcesz, dzieciaku?
-
Chcę obietnicy.
-
Jakiej?
-
Że cokolwiek się wydarzy, będziesz przy mnie. Będziesz moją ostoją i wsparciem.
Potrzebuję twojego ciepła. Potrafisz jej dotrzymać?
-
...
-
Jackson?
-
Idź spać.
-
Ale...
-
Idź spać.
~*~
Czy
próbowałem naprawić to, co on niszczył?
Próbowałem.
Starałem
się, jak tylko potrafiłem.
CHCIAŁEM,
by zrozumiał.
Nie
zrozumiał.
Czy
to moja wina?
Dlaczego
obarczył mnie o to, że pokochał?
Ja
tylko pragnąłem od niego obietnicy.
Naiwnej,
a jakże ważnej dla mojego serca.
CHCIAŁEM,
by COŚ zaistniało.
Nie
zaistniało.
Co
zrobiłem nie tak, IWAO?
~*~
-
Jackson?
-
Tak?
-
Uwielbiam leżeć w twoich ramionach.
-
Cieszy mnie to.
-
A ty lubisz mnie obejmować?
-
Co to za niedorzeczne pytania?
-
Szczere.
-
Lubię jak jesteś blisko. Wystarczy?
-
A kochasz mnie?
-
...
-
Jackson... Ja...
-
Nie mów tego.
-
Czego?
-
To, co zamierzasz przekazać. Nie mów.
-
Dlaczego?
-
Bo możesz żałować.
-
Tego, że cię...
-
Mówiłem coś! Przestań!
-
Ale...
-
Przestań...
-
Kiedy ja cię naprawdę ko...
Uderzenie
-
Mówiłem, żebyś przestał!
-
Podniosłeś na mnie rękę...
-
Jak się nie zamkniesz, to inaczej pogadamy.
-
...Przepraszam...
-
Przestaniesz?
-
Tak.
-
Chodź do mnie
~*~
Byłem
naiwny?
Owszem.
Głupi
i zakochany bez pamięci.
Sądziłem,
że nasza historia zmierza w innym kierunku.
Jednak
czy ona miała chociażby początek?
Podobno
jestem przedmiotem w dłoniach wybitnych lalkarzy.
Czy
to możliwe, bym tak sromotnie się pomylił?
Czy
to możliwe, bym szukał szczęścia, tam, gdzie od początku było ono zdane na
porażkę?
Jestem
beznadziejnym przypadkiem.
Kocham
go.
Kocham,
mimo wiedzy o iluzji.
~*~
Nie
jestem sobą kiedy Ciebie nie ma przy mnie
Jestem
sam
I
wszystko to, co pozostałe
Nie
chcę być
Na
zewnątrz wisi krzywe niebo
A
na ścianie Twój pożegnalny list
Nie
jestem sobą kiedy nie ma Cię przy mnie
Jestem
sam
~*~
Uknuł
intrygę.
Stworzył
sieć kłamstw, przez które sam się zgubił.
Wydawać
by się mogło, że był idealny.
Sądził,
że ułożył plan perfekcyjny.
Ja
już mówiłem.
Nie
ma rzeczy IDEALNYCH.
A
on z pewnością do ideałów nie należał.
Odkryłem
jego tajemnicę.
Płatny
morderca?
Jackson
był przecież zwyczajnym nauczycielem od matematyki.
ZWYCZAJNYM
Jak
śmiesznie teraz te słowo brzmi w uchu.
Odbija
się w nim, kpiąc ze mnie.
Zabił...
Tak wielu.
Co
zrobiłem?
NIC
Głupi
ze mnie człowieczek.
Stałem
z jego papierami, wpatrując się pustym wzrokiem w dokumenty.
W
papier, na którym były wypisane moje inicjały.
Yoshi
Woo -> Likwidacja
Nie
usłyszałem trzaśnięcia drzwi wejściowych
Nie
usłyszałem kroków.
Nie
usłyszałem brzdęku klamki.
NIC
NIE SŁYSZAŁEM.
Stałem
jak posąg, drżącą dłonią trzymając teczkę IWAO
Bo
tak miał na imię pan Jackson
Obca
osoba.
Osoba,
którą kocham
MORDERCA
Słowo
obija się o moją czaszkę, doprowadzając mnie do kurewskiej pasji.
Yoshi,
ty idioto...
~*~
Nie wiem już kim jestem
I co jest jeszcze ważne
To wszystko jest gdzieś, gdzie jesteś
Bez Ciebie przez noc - nie mogę się w
sobie odnaleźć
Co Ty ze mną zrobiłaś
Widzę, że coraz bardziej zanikam
~*~
- Coś ty najlepszego zrobił, Yoshi?
Głos przyprawiony szczyptą ironizmu.
- Dowiaduję się prawdy.
Cały drżę. Teczka w moich dłoniach upadła
z cichym łoskotem na podłogę.
- Zadowala cię ona wystarczająco?
Cichy szelest. Odwracam się w jego stronę.
Bezlitosny wzrok, który rani mnie dogłębnie.
- Nie.
Szept. Mój. Broń. Jego.
- A jest coś, co cię zadowoli?
Pytanie. Jego.
- Prawda.
Odpowiedź. Moja.
- Prawda jest taka, jaką ją widzisz. Masz
jakieś pożegnalne słowa? Może psalm?
Uniesienie broni. Wciąż jego.
Hardy wzrok. Tym razem mój.
- Tak. Kocham cię.
Zaskoczenie. Jego.
Ból w klatce piersiowej. Mój.
Odbezpieczenie broni. Jego.
Łzy. Moje.
- Mówiłem, żebyś przestał.
Strzał. Jego.
THE END
*~~*~~*
Dziękuje Ci bardzo za napisanego go :)
Witam,
OdpowiedzUsuńtekst jest bardzo wzruszający, wielka szkoda, że musiał zginąć...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia