***
**
*
Iwao wszedł do klasy za ostatnim uczniem,
zamykając za sobą drzwi. Odłożył dziennik na biurko i ściągnął czarny płaszcz.
Tak wyszkolił licealistów, że ci siedzieli cicho, bojąc się szeptać do siebie.
On sam poruszał się bezszelestnie, niczym duch. Gdyby uczniowie nie widzieli
jego, odzianego w białą koszulę schowaną w czarne spodnie na kant, ciało, nie
uwierzyliby nikomu, że człowiek jest w stanie wykonać jakikolwiek ruch, nie
wydając przy tym żadnego dźwięku. Kiedy odsunął krzesło, i usiadł na nie, ciszy
nie przerwał najmniejszy odgłos.
- No dobrze…- otworzył dziennik by, dla świętego
spokoju od strony dyrektora, sprawdzić obecność. Nie wyczytał na głos nazwisk.
Brakowało czterech osób. Tym razem nie byli to ci, którzy znęcali się nad słabszymi. A ci,
których
wyrzucił
wczoraj z klasy. Nie zaczął
lekcji, bo czekał
na chłopaka.
Nie miał
zamiaru brudzić rąk kredą, a później
szmatą - czy ktoś chce zgłosić
nieprzygotowanie do lekcji?- dokończył z czystą kpiną. Musiał przyznać, że
czuł
się…
Wyśmienicie. Mimo, że dziś biegał godzinę dłużej, to mięśnie
nie bolały
go tak bardzo, jak powinny. Były
wręcz zrelaksowane.
Nikt nie podniósł ręki. Licealiści znali
go i wiedzieli jak zareaguje. Większość z nich nie chciała usłyszeć obraźliwych
słów na swój temat. Tak jak chociażby Vivani, który od ostatniego zatargu z
nauczycielem, siedział jak na szpilkach. Jeśli myślał, że już zapłacił za
haniebny czyn, to grubo się pomylił.
Cisze przerwało pukanie do drzwi.
Nie udzielił pozwolenia od razu.
Wiedział, kto za nimi stoi. Może robił to po złości? A może by zobaczyć, co
zrobi chłopak? Rozsiadł się wygodnie, splatając ręce na klatce, a na
bezlitosnej twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
Yoshi miał dwa wyjścia.
Wejść bez pozwolenia, na co liczył
Iwao.
Albo mógł czekać póki mu nie pozwoli.
To jednak niosło za sobą więcej
spóźnionych minut i większą ilość pompek.
Uśmiechnął się w bestialskim duchu,
gdy do klasy wszedł Yoshi.
- Emm…- próbował zachować powagę. Po
postawie mężczyzny widział, że ten nie jest zły. Aż tak bardzo, przynajmniej. I
był jedyny, który tak uważał, bo reszta uczniów widziała demona w ludzkiej
skórze.
- Chciałeś coś powiedzieć, Woo? -
kpina przerwała nastolatkowi.- Czy próbujesz przełknąć resztki śniadania? -
cóż… Coraz bardziej lubił mu dogryzać.
- Przepraszam za spóźnienie? - błysk w
oku zdradził jego rozbawienie.
- Następnym razem zapytaj czy się
spóźniłeś, Woo - kpiący głos ubarwiła nutka ciepła.- Na podłogę, i sto pompek -
dodał zimno. Mógł go traktować ulgowo, gdy są sam na sam. Jednak zniewagi nie
podaruje. Niech wie, że nie ważne co ich łączy, szacunek jest na pierwszym
miejscu.
- Ehh… - westchnął cierpiąco. Myślał,
że go to ominie. Zwłaszcza po stosunku jaki odbyli w nocy. Rzucił plecak obok
biurka. Na lekcji matematyki rzadko siedział w ławce, więc nie miało sensu go
tam zanosić. Z udawanym dąsem, padł na
posadzkę.- Ale tu brudno! - poskarżył się, czując pod dłońmi piasek.
- To nie całuj podłogi - padła kpiąca
odpowiedz ze strony nauczyciela, który miał doskonały widok na zgrabny tyłek
chłopaka.
Iwao syknął do swoich myśli, gdy
pojawił się w nich obraz z przed kilku godzin. Nie mógł teraz o tym myśleć!
Po tym wszystkim czuł w swym sercu,
coś nieznanego, obcego. Coś, co zawitało w nim po raz pierwszy. Poszedł napić
się kawy, myśląc, iż to jej brak wywołuje ten szybki rytm. Po czwartej
filiżance przekonał się o swojej błędnej hipotezie. Kolejnym powodem, przez
który nie mógł zasnąć to pewnie brudna pościel. Z tego powodu obudził kobietę o
trzeciej rano, by ją zmieniła. To też zakończyło się fiaskiem. Nie zmrużył ani
jednej powieki. Leżał jak posąg w łóżku, póki do sypialni nie weszła służąca z
tacą w rękach, a na niej filiżanka kawy. Przedłużył trening, podejrzewając, że
to pomoże. Nie pomogło. Ten dziwny ścisk i tajemnicze uczucie nie zniknęło.
Zmniejszyło się, gdy zobaczył chłopaka.
Czy zaraził się głupotą od tych
skretyniałych dzieciaków?
Tak, to na pewno to!
- Liczy pan…- zwrócił na siebie uwagę
nauczyciela. Odezwał się po usztywnieniu w łokciach rąk.- ...Ile już … Zrobiłem
pompek, panie Sawyer? - najchętniej spocząłby na podłodze, a nie gapił się w
nią. Jednak jej "czystość" odrzucała od tego głupiego pomysłu.
- Ja, w przeciwieństwie do waszego
kolegi Vivaniego, nie muszę liczyć na głos, aby udowodnić tą umiejętność - tym
razem w głosie nie było słychać kpiny, a obelgę i odrazę do osoby ucznia.
Twarz wspominanego ucznia pokrył ze
wstydu szkarłatny rumieniec, gdy spojrzeli na niego koledzy i koleżanki z
klasy, podśmiewując się pod nosem. Yoshi wykorzystał ten moment i skierował
swój wzrok na nauczyciela. Ten uśmiechnął się kpiąco, puszczając mu oczko.
- Już? - zapytał tak, by nikt nie
usłyszał, prócz nauczyciela.- No weź. Nie mam już mocy!- by udowodnić swoje
słowa, legną z głuchym jękiem na podłogę jak worek ziemniaków.
- Bezczelny chłopak - ugiął się pod
proszącym spojrzeniem ciemnych tęczówek.- Wracamy do lekcji, na którą spóźnił
się Woo, aby pochwalić się swoją marną sprawnością fizyczną.- Iwao uśmiechnął
się złowieszczo do chłopaka. Odpuścił mu czterdzieści pompek, to tak kpiny nie
mógł. Coś za coś, nie?- Zbieraj z podłogi swój worek kości, Woo.
- Tak jest! - wstał szybko i
zasalutował z radosnym uśmiechem na ustach. Podszedł do plecaka i wyciągnął z
niego książkę od matematyki. Zeszytu nie prowadził, od kiedy został prawą ręką
nauczyciela. Miało to plusy i minusy. Pisząc bezpośrednio na tablicy, co
dyktuje, tłumacząc przerabiany temat pan Sawyer, ogarniał to w mgnieniu oka.
Jednak nie miał notatek, aby sobie powtórzyć.
- Vivani do tablicy!- bezlitosny ton
głosu Iwao przyprawił chłopaka o palpitację serca.- Masz wolną rękę, Woo –
oznajmił chłopakowi, że może wybrać dla niego dowolne zadanie. Tym samym mógł
się odegrać za wszystko, co mu zrobił zawodnik drużyny futbolowej. A w jego
obecności, nie odważy podnieść na niego głosu i ręki.
- Super – powiedział bezgłośnie do
mężczyzny, po czym zaczął kartkować książkę. Oj, zapłaci mu za wszystko!
Vivani podszedł do tablicy ślimaczym
tempem. Woo pożałuje, jak zrobi z niego głupka na oczach całej klasy. Wpatrywał
się w Yoshiego morderczym wzrokiem, kiedy ten zapisywał jakieś działania. Już
po pierwszym wiedział, że go nie rozwiąże. Wcześniejszy nauczyciel nie robił nic
z jego nieobecności na lekcji lub spóźnień, to też nie miał uzupełnionego
zeszytu, jak i nie nadgonił opuszczonych tematów. Stał jak skończony idiota,
gapiąc się głupio w tablicę, jakby ta miała zamiar za niego wykonać zadania.
- Daj mi tą książkę, Woo – rozkazał
lekko zirytowany, widząc, jakie łatwe zadania dla niego wybrał. Wystawił po nią dłoń. Niemal wyrywał mu ją z ręki, gdy ten ją podsuną. Równania
wielomianowe. Czy chłopak sobie z niego szydzi? Przecież to jest… Łatwe jak
załadowanie magazynka! Zmierzył przenikliwym spojrzeniem
Vivaniego, dochodząc do jednego wniosku. Dla tego cymbała była to czarna magia.
Cóż, musiał przyznać, że Woo dobrze sobie to wymyślił. Upokorzy chłopaka na
oczach całej klasy, robiąc z niego większego idiotę niż jest.– Zaczynaj Vivani
– rozkazał, wstając z krzesła. Idąc na koniec pomieszczenia po drodze oddał
książkę właścicielowi.– Udowodnij mi, że nie jesteś totalnym kretynem, za
jakiego cię mam – bezlitosny głos przebiła nutka ironii. Splótł dłonie za
plecami, wypinając klatkę piersiową do przodu. Biała koszula opięła się na jego
ciele, uwydatniając wszystkie mięśnie.
Wzrok Iwao poszybował w stronę Woo,
gdy ten usiadł na krześle. Wyglądał na zadowolonego. A zacięta mina dodawała mu
powabu, w jego oczach przynajmniej.
TO uczucie w klatce piersiowej wróciło
ze zdwojoną siłą, omal nie zwalając go z nóg. Oparł się dłonią o ścianę,
pochylając lekko. Oddychał w rytm szalonego bicia serca. Pozbieranie się zajęło
mu więcej czasu niż zazwyczaj. Jednak zrobił to na tyle szybko, że nikt nie
zauważył skazy w jego bezlitosnej postawie.
- Nie śpiesz się, Vivani –
sarkastyczny głos nauczyciela przerwał ciszę.– Możesz tak stać do końca lekcji.
Przecież nie mamy nic ciekawszego do roboty, niż patrzenie na skończonego
imbecyla w twojej postaci – od razu poczuł się lepiej, gdy zaczął kogoś poniżać
– Powiedz mi Vivani…- zbliżał się do ucznia, a z każdym krokiem jego twarz
stawała się okrutniejsza, a głos był ostrzejszy od większości noży, które
posiadał w swej nielicznej kolekcji.– Który z twoich rodziców nie posiada
mózgu?- zatrzymał się przed licealistą, patrząc na niego z góry. Chłopak
skurczył się w sobie, mrugając szybko, by odgonić łzy upokorzenia. Jeszcze
brakuje, aby popłakał się przy świadkach. On jest twardzielem, więc nie może
tego zrobić.– Bo obawiam się, że odziedziczyłeś po nim tą ułomność. Z racji, że
miałem przyjemność poznać twoją matkę, to ją powinieneś obwiniać – od razu
poczuł się lepiej. TE obce doznanie znikało wraz z wyplutą z siebie awersją.
- Nie ma pan…- chciał odpyskować, lecz
powstrzymał się, słysząc swój drżący głos.
Każdy uczeń w klasie patrzył, nie na
nauczyciela, a na Vivaniego. Widząc go złamanego i bliskiego płaczu, było dla
nich nowością. Bo to on zazwyczaj gnębił „kolegów” ze szkoły doprowadzając ich
do łez. Nie było co ukrywać, że wszyscy się go bali i nie umieli mu się
postawić.
- Nic z tym wspólnego, uwierz –
dokończył swoim bezlitosnym głosem. Pewnie większość ludzi na widok złamanego i
zapłakanego człowieka poczułaby współczucie i litość. Jednak on nie należał do
większości – Gdyby to ode mnie zależało…- pochylił się do jego ucha, krzywiąc
się, gdy do jego nozdrzy dotarł duszący zapach chłopaka. – Po świecie nie
chodziłby człowiek twojego pokroju – wysyczał z odrazą.
- Jest pan potworem!- wykrzyczał
nauczycielowi w twarz, nie powstrzymując łez, które zaczęły mu lecieć jedna za
drugą. Czując ogarniający wstyd z powodu swojego rozklejenia, wybiegł z klasy.
Słowa chłopaka nie zrobiły na nim
żadnego wrażenia. Nie ugodziły go w zimne serce. Nie poruszyły bestialskiej
duszy. Doskonale wiedział, kim i czym jest.
Jedyne, co go martwiło to to, że Woo
był świadkiem całego zajścia. Widział PRAWDZIWEGO Sawyera. Obawiał się, że
jego misja cofnie się do początku. A tyle włożył starań, aby zbliżyć się do
chłopaka.
- Macie piętnaście minut na
rozwiązanie przykładów, znajdujących się na tablicy - polecił uczniom,
odwracając się do ucznia, spoczywającego na krześle przy biurku – Wracaj na
miejsce, Woo – głos nie był kpiący, ani zimny, a obojętny.
- Ale…
- Woo – przerwał mu ostrzegając go tym
samym, że nie ma ochoty na żarty. Chłopak wstał, a widząc wycofanie się
mężczyzny poczuł uścisk w sercu. Nie chciał, aby traktował go tak jak na
początku. Nie po tym jak się do siebie zbliżyli. Idąc na miejsce po drodze
wziął swój plecak. Gdy usiadł na swoim krzesełku, wyciągnął kartkę i długopis.–
Wychodząc z klasy zostawcie zeszyty na biurku – dodał.
Iwao rozsiadł się na krześle i zastygł
w bezruchu niczym posąg. Pustymi, jak u lalki, oczyma wpatrzył się w jakąś plamkę
nad drzwiami. Jego ciałem zawładnęło kolejne nieznane uczucie na samą myśl, że
chłopak ze strachu przestanie do niego lgnąć jak ćma do światła. Zamiast
radości na jego twarzy, będzie widział przerażenie. A w oczach zamiast oddania
zobaczy ból.
- Co się ze mną, do kurwy nędzy,
dzieje!- spanikował w duchu.
Czy to nie takie widoki go
satysfakcjonowały?
Czy to nie to chciał zobaczyć u
każdego napotkanego człowieka?
Czy to nie takie wrażenie chciał po
sobie zostawić?
Na każde pytanie była ta sama odpowiedz:
CHCIAŁ.
Więc, co się, do chuja zimnego, w nim
zmieniło?!
***
Gdy w końcu zadzwonił upragniony
dzwonek, uczniowie zerwali się ze swoich miejsc. Wychodząc z klasy, każdy
zostawiał swój zeszyt na blacie biurka. Jak każdy pędził na złamanie karku, tak
jeden wyjątkowy uczeń robił to flegmatycznie. Iwao wstał, kiedy nastolatek
zostawił swoją kartkę na stercie zeszytów. Zebrał je razem z dziennikiem,
ruszając do wyjścia za chłopakiem, który zatrzymał się tuż przy drzwiach. Tylko
dzięki perfekcyjnej reakcji na niego nie wpadł. Yoshi wychylił głowę, by się
rozejrzeć po korytarzu. Gdy był pewny, że nikt nie zmierza do ich klasy,
zamknął drzwi.
-
Jackson? - wsunął się na siłę w jego objęcia
- Hmm…? - mruknął w odpowiedzi. Drgnął
wewnętrznie, gdy chłopak go tak niespodziewanie objął. Jednak po chwili
przyciągnął do siebie wolną ręką.
- Dla
mnie nie jesteś potworem – powiedział czułym głosem. Jak tylko Vivani
wykrzyczał te okropne słowa, miał ochotę przytulić Jacksona, a po mordzie
zdzielić kolegę z klasy.
Iwao miał ochotę odetchnąć pełną
piersią z ulgi, jaką poczuł, słysząc słowa młodszego.
- Woo? - wplótł dłoń w blond włosy,
ciągnąc za nie lekko, by zmusić chłopaka do uniesienia głowy.– Jaki jest powód
twojego zapewnienia, że nie jestem potworem?
- Bo myślałem, że…
- Jego słowa wziąłem sobie do serca? -
dokończył kpiąco, patrząc w te piękne oczy, w których pojawiał się wesoły
blask.
Czyżby chłopak przejął się tym
bardziej niż on sam?
- A nie? - dopytał, chcąc się upewnić.
- Nie, Woo – nie mógł powstrzymać się
przed pocałowaniem go. Zwłaszcza, gdy ułożył usta w dziubek.– Ktoś tak
bezwartościowy jak Vivani nie jest w stanie ugodzić mej dumy – dodał po
oderwaniu się od zmaltretowanych ust.– Za dwie minuty spóźnisz się na lekcje –
odsunął się od młodszego, choć robił to niechętnie.
- A ty co? Zegarek masz w oczach? -
spytał wesoło, wychodząc z klasy.
- Nie jestem terminatorem wbrew
plotką, jakie chodzą po szkole, Woo – uśmiechnął się pożądliwie patrząc na jego
tyłeczek.- I ty, jako jedyny miałeś przyjemność się o tym przekonać –
wykorzystując przepełniony uczniami korytarz, klepnął chłopaka w tyłek. Yoshi
pisnął, rozglądając się za sprawcą. Zrezygnował z tego pomysłu, gdy usłyszał
szczery i rozbawiony śmiech mężczyzny, który zmierzał w przeciwną stronę.– A
zegarek wisi nad drzwiami, Woo!- krzyknął, nadal rozbawiony z miny chłopaka.
OooO
- Mówię ci, wybiegł z klasy z płaczem!
- Yoshi zdał całą relację z lekcji matematyki przyjacielowi. Siedzieli w kozie
za karę od godziny. Nauczyciel, który miał ich pilnować, wyszedł po kawę,
zostawiając ich samych w sali. Więc wykorzystali moment na rozmowę. Koledzy i
koleżanki, dzielący ich niedole, słuchali równie z zapartym tchem, co
Jonatan.
- Szkoda, że mnie nie było – jęknął,
żałując swojej nieobecności w obliczu sensacji, która obiegła całą szkołę przed
końcem przerwy. Pod koniec lekcji było już kilkadziesiąt wersji.
Najniedorzeczniejsza była ta, w której pan Sawyer uderzył ucznia. Dlatego też
Vivani nie pokazał się do końca zajęć.– A! Właśnie! - Jonatan uderzył się w
czoło, przypominając sobie pytanie, jakie chciał zadać.– Jak to się stało, że
byłeś na matmie, skoro Sawyer zabronił nam przychodzić do końca tygodnia?
- Spotkałem go na parkingu –
powiedział półprawdę, wzruszając ramionami – Wiesz, że przyjeżdżam z
rodzeństwem, co nie? No to przyjechałem i spotkałem go w drodze do szkoły.
- I?- burknął, nie wierząc zbytnio
przyjacielowi. Od czasu pojawienia się nowego nauczyciela matematyki, Yoshi się
zmienił. Nie wiedział tylko, czy na dobre, czy złe. Ale… Był inny.
- I nico – wyprostował się na krześle,
gdy do klasy wszedł nauczyciel, pilnujący ich w odbębnianiu kary.
Pan Rogers uczył historii. Przed
przybyciem pana Sawyera, uważany był za ostrego i wymagającego nauczyciela.
Teraz… Uczniowie zmienili zdanie i zmieniliby przedmiot, gdyby nie to, że nie
mogli tego zrobić w połowie roku szklonego. Do jego końca skazani byli na
katusze, obelgi i kpiny ze strony Iwao. Choć bywały dni, gdy niektórymi kpinami
wywoływał u nich uśmiech. A przykładem tego był Yoshi Woo.
OooO
- Muszę przyznać, że nie podejrzewałem
pana o poczucie humoru, panie dyrektorze – przerwał ciszę, jaka powstała po
zadaniu pytania przez starszego. Toż to się w głowie nie mieści. ON miał być
niańką tych krnąbrnych idiotów!
Gdy został wezwany do dyrektora
podejrzewał, że chodzi o Vivaniego. Gówniarz na pewno z płaczem pobiegł na
skargę i teraz zostanie zwolniony z pracy. Może pakować manatki i zaszyć się w
jakiejś dziurze. Najlepiej tam gdzie, nie ma prądu ani bieżącej wody z kranu.
Bo tam go szukać nie będą. Jakie było jego zdziwienie, gdy pan dyrektor nie
wspomniał nic słowem o wydarzeniach z jego lekcji. Wezwał go do siebie i
poprosił, aby zgodził się być drugim opiekunem podczas wyjazdu na konkurs, w
którym brał udział chór szkolny.
- Jest pan jedynym nauczycielem, do
którego uczniowie czują respekt, panie Sawyer – powiedział dumnym głosem, mimo
kpin ze strony młodszego „kolegi”. Komplementu też sobie nie żałował, choć
ledwo wyszedł mu z ust.
- Proszę mną nie manipulować panie
dyrektorze, bo jest pan w tym kiepski jak większość moich uczniów w matematyce
– odparł kpiąco. On próbuje tego z mistrzem manipulacji? Powodzenia.– Ale…! -
po szybkim przemyśleniu, podjął decyzję. Nie mógł stracić z oczu chłopaka na cztery
dni.– Zgadzam się pod jednym warunkiem – złowieszczy uśmiech powiększył się,
widząc obawy w oczach starszego.
- Aż boję się zapytać – zaśmiał się
basowo, ukrywając zdenerwowanie – Więc?
- Nikt do czasu wyjazdu nie dowie się
o drugim opiekunie – podkreślił swoim bezlitosnym głosem. Już nie mógł doczekać
się aż zobaczy zszokowane i zaskoczone miny członków chóru. A najbardziej
szczęśliwego uśmiechu Woo.
- W porządku – zgodził się od razu.
- I jak mniemam Cooper też jedzie?-
wypowiadając nazwisko mężczyzny, skrzywił się jakby kazali mu gołymi rękoma
zabić jakiegoś menela, mieszkającego pod mostem.
- Niestety – przytaknął niechętnie.–
Pan Cooper musi jechać, bo jest ich nauczycielem śpiewu i tańca – wyjaśnił jego
obecność. Sam nie był tym zachwycony, dlatego na drugiego opiekuna wybrał pana
Sawyera. Cooper mimo swojego wieku zachowywał się jak jego uczniowie.
Podchodził do życia na luzie i beztrosko, a licealistów traktował jak kolegów.
Plotki, jakie do niego dochodziły, przyprawiały o gęsią skórkę i tylko brak
dowodów powstrzymywał go przed wręczeniem mężczyźnie wypowiedzenia mu pracy.
- Wobec tego proszę mi podać nazwę
hotelu, w którym się zatrzymamy – przeszedł w swój ton nieznoszący sprzeciwów.–
Nie zamierzam z nim dzielić jednego pomieszczenia. Jeszcze bym go udusił w nocy
poduszką – dodał w myślach.
- Obawiam się, panie Sawyer, że szkoły
nie stać…- no to już po nim. Skąd na Boga weźmie dodatkowe pieniądze, by
wynająć pokój więcej? I tak pracownicy hotelu poszli wszystkim chórom, biorącym
udział w zawodach, na rękę i zaoferował zniżkę. Lecz nie tak dużą, aby zostały
jakiekolwiek pieniądze.
- Biorę na siebie wszelkie koszty
dotyczące moich potrzeb, panie dyrektorze – przerwał mu, kpiąc z mężczyzny.
Poważnie? Czy on wygląda na potrzebującego?
- To zdjął pan ciężar z moich pleców,
panie Sawyer – tym razem głośno odetchnął z ulgą.
- Cała przyjemność po mojej stronie,
panie dyrektorze – rzucił sarkastycznie na pożegnanie.
*
**
***
Tak. Wróciłam szybciej niż planowałam. Jednak rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu, i będzie to sobota lub niedziela. Piszę opowiadanie na komórce, co jest strasznym utrudnieniem.
Współczucia Natko, poważnie.
Miku
Nao 암 - dziękuję Ci, że podjęłaś się do poprawiania moich wypocin. Mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną do końca powiadania.
I, to również dzięki Miku
Nao 암 ruszył blog :)
Pozdrowionka Mordzeczki :D
Super:-)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, och ale może spotkać Yoshiego gdzieś poza szkołą i wtedy się na nim odegrać... i ten wyjazd to dobry pomysł, że nikt nic nie będzie wiedział bo uczniowie, którzy zostają będą się cieszyć z tych kilku dni wolnych od Ivao...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia