piątek, 13 maja 2016

*11*




***
**
*


Iwao wszedł do klasy za ostatnim uczniem, zamykając za sobą drzwi. Odłożył dziennik na biurko i ściągnął czarny płaszcz. Tak wyszkolił licealistów, że ci siedzieli cicho, bojąc się szeptać do siebie. On sam poruszał się bezszelestnie, niczym duch. Gdyby uczniowie nie widzieli jego, odzianego w białą koszulę schowaną w czarne spodnie na kant, ciało, nie uwierzyliby nikomu, że człowiek jest w stanie wykonać jakikolwiek ruch, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Kiedy odsunął krzesło, i usiadł na nie, ciszy nie przerwał najmniejszy odgłos.
- No dobrze…- otworzył dziennik by, dla świętego spokoju od strony dyrektora, sprawdzić obecność. Nie wyczytał na głos nazwisk. Brakowało czterech osób. Tym razem nie byli to ci, którzy znęcali się nad słabszymi. A ci, których wyrzucił wczoraj z klasy. Nie zaczął lekcji, bo czekał na chłopaka. Nie miał zamiaru brudzić rąk kredą, a później szmatą - czy ktoś chce zgłosić nieprzygotowanie do lekcji?- dokończył z czystą kpiną. Musiał przyznać, że czuł się Wyśmienicie. Mimo, że dziś biegał godzinę dłużej, to mięśnie nie bolały go tak bardzo, jak powinny. Były wręcz zrelaksowane.
Nikt nie podniósł ręki. Licealiści znali go i wiedzieli jak zareaguje. Większość z nich nie chciała usłyszeć obraźliwych słów na swój temat. Tak jak chociażby Vivani, który od ostatniego zatargu z nauczycielem, siedział jak na szpilkach. Jeśli myślał, że już zapłacił za haniebny czyn, to grubo się pomylił.
Cisze przerwało pukanie do drzwi.
Nie udzielił pozwolenia od razu. Wiedział, kto za nimi stoi. Może robił to po złości? A może by zobaczyć, co zrobi chłopak? Rozsiadł się wygodnie, splatając ręce na klatce, a na bezlitosnej twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
Yoshi miał dwa wyjścia.
Wejść bez pozwolenia, na co liczył Iwao.
Albo mógł czekać póki mu nie pozwoli.
To jednak niosło za sobą więcej spóźnionych minut i większą ilość pompek.
Uśmiechnął się w bestialskim duchu, gdy do klasy wszedł Yoshi. 
- Emm…- próbował zachować powagę. Po postawie mężczyzny widział, że ten nie jest zły. Aż tak bardzo, przynajmniej. I był jedyny, który tak uważał, bo reszta uczniów widziała demona w ludzkiej skórze.
- Chciałeś coś powiedzieć, Woo? - kpina przerwała nastolatkowi.- Czy próbujesz przełknąć resztki śniadania? - cóż… Coraz bardziej lubił mu dogryzać. 
- Przepraszam za spóźnienie? - błysk w oku zdradził jego rozbawienie.
- Następnym razem zapytaj czy się spóźniłeś, Woo - kpiący głos ubarwiła nutka ciepła.- Na podłogę, i sto pompek - dodał zimno. Mógł go traktować ulgowo, gdy są sam na sam. Jednak zniewagi nie podaruje. Niech wie, że nie ważne co ich łączy, szacunek jest na pierwszym miejscu.
- Ehh… - westchnął cierpiąco. Myślał, że go to ominie. Zwłaszcza po stosunku jaki odbyli w nocy. Rzucił plecak obok biurka. Na lekcji matematyki rzadko siedział w ławce, więc nie miało sensu go tam zanosić.  Z udawanym dąsem, padł na posadzkę.- Ale tu brudno! - poskarżył się, czując pod dłońmi piasek.
- To nie całuj podłogi - padła kpiąca odpowiedz ze strony nauczyciela, który miał doskonały widok na zgrabny tyłek chłopaka.
Iwao syknął do swoich myśli, gdy pojawił się w nich obraz z przed kilku godzin. Nie mógł teraz o tym myśleć!
 Po tym wszystkim czuł w swym sercu, coś nieznanego, obcego. Coś, co zawitało w nim po raz pierwszy. Poszedł napić się kawy, myśląc, iż to jej brak wywołuje ten szybki rytm. Po czwartej filiżance przekonał się o swojej błędnej hipotezie. Kolejnym powodem, przez który nie mógł zasnąć to pewnie brudna pościel. Z tego powodu obudził kobietę o trzeciej rano, by ją zmieniła. To też zakończyło się fiaskiem. Nie zmrużył ani jednej powieki. Leżał jak posąg w łóżku, póki do sypialni nie weszła służąca z tacą w rękach, a na niej filiżanka kawy. Przedłużył trening, podejrzewając, że to pomoże. Nie pomogło. Ten dziwny ścisk i tajemnicze uczucie nie zniknęło. Zmniejszyło się, gdy zobaczył chłopaka.
Czy zaraził się głupotą od tych skretyniałych dzieciaków?
Tak, to na pewno to! 
- Liczy pan…- zwrócił na siebie uwagę nauczyciela. Odezwał się po usztywnieniu w łokciach rąk.- ...Ile już … Zrobiłem pompek, panie Sawyer? - najchętniej spocząłby na podłodze, a nie gapił się w nią. Jednak jej "czystość" odrzucała od tego głupiego pomysłu.
- Ja, w przeciwieństwie do waszego kolegi Vivaniego, nie muszę liczyć na głos, aby udowodnić tą umiejętność - tym razem w głosie nie było słychać kpiny, a obelgę i odrazę do osoby ucznia.
Twarz wspominanego ucznia pokrył ze wstydu szkarłatny rumieniec, gdy spojrzeli na niego koledzy i koleżanki z klasy, podśmiewując się pod nosem. Yoshi wykorzystał ten moment i skierował swój wzrok na nauczyciela. Ten uśmiechnął się kpiąco, puszczając mu oczko. 
- Już? - zapytał tak, by nikt nie usłyszał, prócz nauczyciela.- No weź. Nie mam już mocy!- by udowodnić swoje słowa, legną z głuchym jękiem na podłogę jak worek ziemniaków.
- Bezczelny chłopak - ugiął się pod proszącym spojrzeniem ciemnych tęczówek.- Wracamy do lekcji, na którą spóźnił się Woo, aby pochwalić się swoją marną sprawnością fizyczną.- Iwao uśmiechnął się złowieszczo do chłopaka. Odpuścił mu czterdzieści pompek, to tak kpiny nie mógł. Coś za coś, nie?- Zbieraj z podłogi swój worek kości, Woo.
- Tak jest! - wstał szybko i zasalutował z radosnym uśmiechem na ustach. Podszedł do plecaka i wyciągnął z niego książkę od matematyki. Zeszytu nie prowadził, od kiedy został prawą ręką nauczyciela. Miało to plusy i minusy. Pisząc bezpośrednio na tablicy, co dyktuje, tłumacząc przerabiany temat pan Sawyer, ogarniał to w mgnieniu oka. Jednak nie miał notatek, aby sobie powtórzyć.
- Vivani do tablicy!- bezlitosny ton głosu Iwao przyprawił chłopaka o palpitację serca.- Masz wolną rękę, Woo – oznajmił chłopakowi, że może wybrać dla niego dowolne zadanie. Tym samym mógł się odegrać za wszystko, co mu zrobił zawodnik drużyny futbolowej. A w jego obecności, nie odważy podnieść na niego głosu i ręki.
- Super – powiedział bezgłośnie do mężczyzny, po czym zaczął kartkować książkę. Oj, zapłaci mu za wszystko!
Vivani podszedł do tablicy ślimaczym tempem. Woo pożałuje, jak zrobi z niego głupka na oczach całej klasy. Wpatrywał się w Yoshiego morderczym wzrokiem, kiedy ten zapisywał jakieś działania. Już po pierwszym wiedział, że go nie rozwiąże. Wcześniejszy nauczyciel nie robił nic z jego nieobecności na lekcji lub spóźnień, to też nie miał uzupełnionego zeszytu, jak i nie nadgonił opuszczonych tematów. Stał jak skończony idiota, gapiąc się głupio w tablicę, jakby ta miała zamiar za niego wykonać zadania. 
- Daj mi tą książkę, Woo – rozkazał lekko zirytowany, widząc, jakie łatwe zadania dla niego wybrał. Wystawił po nią dłoń. Niemal wyrywał mu ją z ręki, gdy ten ją podsuną. Równania wielomianowe. Czy chłopak sobie z niego szydzi? Przecież to jest… Łatwe jak załadowanie magazynka! Zmierzył przenikliwym spojrzeniem Vivaniego, dochodząc do jednego wniosku. Dla tego cymbała była to czarna magia. Cóż, musiał przyznać, że Woo dobrze sobie to wymyślił. Upokorzy chłopaka na oczach całej klasy, robiąc z niego większego idiotę niż jest.– Zaczynaj Vivani – rozkazał, wstając z krzesła. Idąc na koniec pomieszczenia po drodze oddał książkę właścicielowi.– Udowodnij mi, że nie jesteś totalnym kretynem, za jakiego cię mam – bezlitosny głos przebiła nutka ironii. Splótł dłonie za plecami, wypinając klatkę piersiową do przodu. Biała koszula opięła się na jego ciele, uwydatniając wszystkie mięśnie.
Wzrok Iwao poszybował w stronę Woo, gdy ten usiadł na krześle. Wyglądał na zadowolonego. A zacięta mina dodawała mu powabu, w jego oczach przynajmniej.
TO uczucie w klatce piersiowej wróciło ze zdwojoną siłą, omal nie zwalając go z nóg. Oparł się dłonią o ścianę, pochylając lekko. Oddychał w rytm szalonego bicia serca. Pozbieranie się zajęło mu więcej czasu niż zazwyczaj. Jednak zrobił to na tyle szybko, że nikt nie zauważył skazy w jego bezlitosnej postawie.
- Nie śpiesz się, Vivani – sarkastyczny głos nauczyciela przerwał ciszę.– Możesz tak stać do końca lekcji. Przecież nie mamy nic ciekawszego do roboty, niż patrzenie na skończonego imbecyla w twojej postaci – od razu poczuł się lepiej, gdy zaczął kogoś poniżać – Powiedz mi Vivani…- zbliżał się do ucznia, a z każdym krokiem jego twarz stawała się okrutniejsza, a głos był ostrzejszy od większości noży, które posiadał w swej nielicznej kolekcji.– Który z twoich rodziców nie posiada mózgu?- zatrzymał się przed licealistą, patrząc na niego z góry. Chłopak skurczył się w sobie, mrugając szybko, by odgonić łzy upokorzenia. Jeszcze brakuje, aby popłakał się przy świadkach. On jest twardzielem, więc nie może tego zrobić.– Bo obawiam się, że odziedziczyłeś po nim tą ułomność. Z racji, że miałem przyjemność poznać twoją matkę, to ją powinieneś obwiniać – od razu poczuł się lepiej. TE obce doznanie znikało wraz z wyplutą z siebie awersją. 
- Nie ma pan…- chciał odpyskować, lecz powstrzymał się, słysząc swój drżący głos.
Każdy uczeń w klasie patrzył, nie na nauczyciela, a na Vivaniego. Widząc go złamanego i bliskiego płaczu, było dla nich nowością. Bo to on zazwyczaj gnębił „kolegów” ze szkoły doprowadzając ich do łez. Nie było co ukrywać, że wszyscy się go bali i nie umieli mu się postawić.
- Nic z tym wspólnego, uwierz – dokończył swoim bezlitosnym głosem. Pewnie większość ludzi na widok złamanego i zapłakanego człowieka poczułaby współczucie i litość. Jednak on nie należał do większości – Gdyby to ode mnie zależało…- pochylił się do jego ucha, krzywiąc się, gdy do jego nozdrzy dotarł duszący zapach chłopaka. – Po świecie nie chodziłby człowiek twojego pokroju – wysyczał z odrazą. 
- Jest pan potworem!- wykrzyczał nauczycielowi w twarz, nie powstrzymując łez, które zaczęły mu lecieć jedna za drugą. Czując ogarniający wstyd z powodu swojego rozklejenia, wybiegł z klasy.
Słowa chłopaka nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Nie ugodziły go w zimne serce. Nie poruszyły bestialskiej duszy. Doskonale wiedział, kim i czym jest.
Jedyne, co go martwiło to to, że Woo był świadkiem całego zajścia. Widział PRAWDZIWEGO Sawyera. Obawiał się, że jego misja cofnie się do początku. A tyle włożył starań, aby zbliżyć się do chłopaka.
- Macie piętnaście minut na rozwiązanie przykładów, znajdujących się na tablicy - polecił uczniom, odwracając się do ucznia, spoczywającego na krześle przy biurku – Wracaj na miejsce, Woo – głos nie był kpiący, ani zimny, a obojętny. 
- Ale…
- Woo – przerwał mu ostrzegając go tym samym, że nie ma ochoty na żarty. Chłopak wstał, a widząc wycofanie się mężczyzny poczuł uścisk w sercu. Nie chciał, aby traktował go tak jak na początku. Nie po tym jak się do siebie zbliżyli. Idąc na miejsce po drodze wziął swój plecak. Gdy usiadł na swoim krzesełku, wyciągnął kartkę i długopis.– Wychodząc z klasy zostawcie zeszyty na biurku – dodał.
Iwao rozsiadł się na krześle i zastygł w bezruchu niczym posąg. Pustymi, jak u lalki, oczyma wpatrzył się w jakąś plamkę nad drzwiami. Jego ciałem zawładnęło kolejne nieznane uczucie na samą myśl, że chłopak ze strachu przestanie do niego lgnąć jak ćma do światła. Zamiast radości na jego twarzy, będzie widział przerażenie. A w oczach zamiast oddania zobaczy ból.
- Co się ze mną, do kurwy nędzy, dzieje!- spanikował w duchu.
Czy to nie takie widoki go satysfakcjonowały?
Czy to nie to chciał zobaczyć u każdego napotkanego człowieka?
Czy to nie takie wrażenie chciał po sobie zostawić?
Na każde pytanie była ta sama odpowiedz: CHCIAŁ.
Więc, co się, do chuja zimnego, w nim zmieniło?! 

***

   Gdy w końcu zadzwonił upragniony dzwonek, uczniowie zerwali się ze swoich miejsc. Wychodząc z klasy, każdy zostawiał swój zeszyt na blacie biurka. Jak każdy pędził na złamanie karku, tak jeden wyjątkowy uczeń robił to flegmatycznie. Iwao wstał, kiedy nastolatek zostawił swoją kartkę na stercie zeszytów. Zebrał je razem z dziennikiem, ruszając do wyjścia za chłopakiem, który zatrzymał się tuż przy drzwiach. Tylko dzięki perfekcyjnej reakcji na niego nie wpadł. Yoshi wychylił głowę, by się rozejrzeć po korytarzu. Gdy był pewny, że nikt nie zmierza do ich klasy, zamknął drzwi.
- Jackson? - wsunął się na siłę w jego objęcia
- Hmm…? - mruknął w odpowiedzi. Drgnął wewnętrznie, gdy chłopak go tak niespodziewanie objął. Jednak po chwili przyciągnął do siebie wolną ręką.
- Dla mnie nie jesteś potworem – powiedział czułym głosem. Jak tylko Vivani wykrzyczał te okropne słowa, miał ochotę przytulić Jacksona, a po mordzie zdzielić kolegę z klasy.
Iwao miał ochotę odetchnąć pełną piersią z ulgi, jaką poczuł, słysząc słowa młodszego. 
- Woo? - wplótł dłoń w blond włosy, ciągnąc za nie lekko, by zmusić chłopaka do uniesienia głowy.– Jaki jest powód twojego zapewnienia, że nie jestem potworem?
- Bo myślałem, że…
- Jego słowa wziąłem sobie do serca? - dokończył kpiąco, patrząc w te piękne oczy, w których pojawiał się wesoły blask.
Czyżby chłopak przejął się tym bardziej niż on sam?
- A nie? - dopytał, chcąc się upewnić.
- Nie, Woo – nie mógł powstrzymać się przed pocałowaniem go. Zwłaszcza, gdy ułożył usta w dziubek.– Ktoś tak bezwartościowy jak Vivani nie jest w stanie ugodzić mej dumy – dodał po oderwaniu się od zmaltretowanych ust.– Za dwie minuty spóźnisz się na lekcje – odsunął się od młodszego, choć robił to niechętnie.
- A ty co? Zegarek masz w oczach? - spytał wesoło, wychodząc z klasy.
- Nie jestem terminatorem wbrew plotką, jakie chodzą po szkole, Woo – uśmiechnął się pożądliwie patrząc na jego tyłeczek.- I ty, jako jedyny miałeś przyjemność się o tym przekonać – wykorzystując przepełniony uczniami korytarz, klepnął chłopaka w tyłek. Yoshi pisnął, rozglądając się za sprawcą. Zrezygnował z tego pomysłu, gdy usłyszał szczery i rozbawiony śmiech mężczyzny, który zmierzał w przeciwną stronę.– A zegarek wisi nad drzwiami, Woo!- krzyknął, nadal rozbawiony z miny chłopaka.

 OooO

- Mówię ci, wybiegł z klasy z płaczem! - Yoshi zdał całą relację z lekcji matematyki przyjacielowi. Siedzieli w kozie za karę od godziny. Nauczyciel, który miał ich pilnować, wyszedł po kawę, zostawiając ich samych w sali. Więc wykorzystali moment na rozmowę. Koledzy i koleżanki, dzielący ich niedole, słuchali równie z zapartym tchem, co Jonatan. 
- Szkoda, że mnie nie było – jęknął, żałując swojej nieobecności w obliczu sensacji, która obiegła całą szkołę przed końcem przerwy. Pod koniec lekcji było już kilkadziesiąt wersji. Najniedorzeczniejsza była ta, w której pan Sawyer uderzył ucznia. Dlatego też Vivani nie pokazał się do końca zajęć.– A! Właśnie! - Jonatan uderzył się w czoło, przypominając sobie pytanie, jakie chciał zadać.– Jak to się stało, że byłeś na matmie, skoro Sawyer zabronił nam przychodzić do końca tygodnia?
- Spotkałem go na parkingu – powiedział półprawdę, wzruszając ramionami – Wiesz, że przyjeżdżam z rodzeństwem, co nie? No to przyjechałem i spotkałem go w drodze do szkoły.
- I?- burknął, nie wierząc zbytnio przyjacielowi. Od czasu pojawienia się nowego nauczyciela matematyki, Yoshi się zmienił. Nie wiedział tylko, czy na dobre, czy złe. Ale… Był inny. 
- I nico – wyprostował się na krześle, gdy do klasy wszedł nauczyciel, pilnujący ich w odbębnianiu kary.
 Pan Rogers uczył historii. Przed przybyciem pana Sawyera, uważany był za ostrego i wymagającego nauczyciela. Teraz… Uczniowie zmienili zdanie i zmieniliby przedmiot, gdyby nie to, że nie mogli tego zrobić w połowie roku szklonego. Do jego końca skazani byli na katusze, obelgi i kpiny ze strony Iwao. Choć bywały dni, gdy niektórymi kpinami wywoływał u nich uśmiech. A przykładem tego był Yoshi Woo. 

OooO

 - Muszę przyznać, że nie podejrzewałem pana o poczucie humoru, panie dyrektorze – przerwał ciszę, jaka powstała po zadaniu pytania przez starszego. Toż to się w głowie nie mieści. ON miał być niańką tych krnąbrnych idiotów!
 Gdy został wezwany do dyrektora podejrzewał, że chodzi o Vivaniego. Gówniarz na pewno z płaczem pobiegł na skargę i teraz zostanie zwolniony z pracy. Może pakować manatki i zaszyć się w jakiejś dziurze. Najlepiej tam gdzie, nie ma prądu ani bieżącej wody z kranu. Bo tam go szukać nie będą. Jakie było jego zdziwienie, gdy pan dyrektor nie wspomniał nic słowem o wydarzeniach z jego lekcji. Wezwał go do siebie i poprosił, aby zgodził się być drugim opiekunem podczas wyjazdu na konkurs, w którym brał udział chór szkolny.
- Jest pan jedynym nauczycielem, do którego uczniowie czują respekt, panie Sawyer – powiedział dumnym głosem, mimo kpin ze strony młodszego „kolegi”. Komplementu też sobie nie żałował, choć ledwo wyszedł mu z ust.
- Proszę mną nie manipulować panie dyrektorze, bo jest pan w tym kiepski jak większość moich uczniów w matematyce – odparł kpiąco. On próbuje tego z mistrzem manipulacji? Powodzenia.– Ale…! - po szybkim przemyśleniu, podjął decyzję. Nie mógł stracić z oczu chłopaka na cztery dni.– Zgadzam się pod jednym warunkiem – złowieszczy uśmiech powiększył się, widząc obawy w oczach starszego. 
- Aż boję się zapytać – zaśmiał się basowo, ukrywając zdenerwowanie – Więc?
- Nikt do czasu wyjazdu nie dowie się o drugim opiekunie – podkreślił swoim bezlitosnym głosem. Już nie mógł doczekać się aż zobaczy zszokowane i zaskoczone miny członków chóru. A najbardziej szczęśliwego uśmiechu Woo.
- W porządku – zgodził się od razu.
- I jak mniemam Cooper też jedzie?- wypowiadając nazwisko mężczyzny, skrzywił się jakby kazali mu gołymi rękoma zabić jakiegoś menela, mieszkającego pod mostem. 
- Niestety – przytaknął niechętnie.– Pan Cooper musi jechać, bo jest ich nauczycielem śpiewu i tańca – wyjaśnił jego obecność. Sam nie był tym zachwycony, dlatego na drugiego opiekuna wybrał pana Sawyera. Cooper mimo swojego wieku zachowywał się jak jego uczniowie. Podchodził do życia na luzie i beztrosko, a licealistów traktował jak kolegów. Plotki, jakie do niego dochodziły, przyprawiały o gęsią skórkę i tylko brak dowodów powstrzymywał go przed wręczeniem mężczyźnie wypowiedzenia mu pracy.
- Wobec tego proszę mi podać nazwę hotelu, w którym się zatrzymamy – przeszedł w swój ton nieznoszący sprzeciwów.– Nie zamierzam z nim dzielić jednego pomieszczenia. Jeszcze bym go udusił w nocy poduszką – dodał w myślach.
- Obawiam się, panie Sawyer, że szkoły nie stać…- no to już po nim. Skąd na Boga weźmie dodatkowe pieniądze, by wynająć pokój więcej? I tak pracownicy hotelu poszli wszystkim chórom, biorącym udział w zawodach, na rękę i zaoferował zniżkę. Lecz nie tak dużą, aby zostały jakiekolwiek pieniądze. 
- Biorę na siebie wszelkie koszty dotyczące moich potrzeb, panie dyrektorze – przerwał mu, kpiąc z mężczyzny. Poważnie? Czy on wygląda na potrzebującego? 
- To zdjął pan ciężar z moich pleców, panie Sawyer – tym razem głośno odetchnął z ulgą.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panie dyrektorze – rzucił sarkastycznie na pożegnanie.

*
**
***

Tak. Wróciłam szybciej niż planowałam. Jednak rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu, i będzie to sobota lub niedziela. Piszę opowiadanie na komórce, co jest strasznym utrudnieniem. 
Współczucia Natko, poważnie.  
Miku Nao 암 - dziękuję Ci, że podjęłaś się do poprawiania moich wypocin. Mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną do końca powiadania. 
I, to również dzięki Miku Nao ruszył blog :)

Pozdrowionka Mordzeczki :D




2 komentarze:

  1. Witam,
    świetny rozdział, och ale może spotkać Yoshiego gdzieś poza szkołą i wtedy się na nim odegrać... i ten wyjazd to dobry pomysł, że nikt nic nie będzie wiedział bo uczniowie, którzy zostają będą się cieszyć z tych kilku dni wolnych od Ivao...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń