piątek, 1 kwietnia 2016

*5*



Safira Luna Blacke : Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. A, co do długości rozdziałów... Hmm, masz racje, nie są tak długie jakbyśmy chcieli, ale przynajmniej pojawiają się częściej. A to chyba lepiej, że są krótkie, niż jeden dłuższy co dwa tygodnie? Jak sądzisz?


***



***
**
*

   Gdy pierwszy raz zobaczył pięciopiętrowy blok, w którym mieściło się jego tymczasowe mieszkanie, miał ochotę wrócić do zamku, nie oglądając się za siebie. Budynek wyglądał tak jakby zaraz miał się zawalić. Okolica wyglądała na puszczoną, i tylko śmieci fruwające z każdym podmuchem wiatru były oznaką, że jest jednak zamieszkała. Odetchnął z ulgą, widząc piętrowe mieszkanie. Było widać, i czuć, że jest świeżo po remoncie.
Na dole znajdywał się duży salon, kuchnia połączona z małą jadalnią oraz jeden pokój, a w nim łazienka, który zajmowała kobieta. Kobieta zatrudniona była do wykonywania wszystkich prac domowych. Góra natomiast należała do Iwao. Była tam jego sypialnia z małą garderobą, łazienka i biuro wraz z małą biblioteczką.
Wszedł cicho do mieszkania. Odwiesił płaszcz na wieszak, stojący przy drzwiach. Udał się do kuchni z zamiarem napicia się kawy. Tą tak uwielbiał, że mógłby pić ją na okrągło. Kobieta nie słysząc kroków pracodawcy, podrygiwała sobie w rytm muzyki, lecącej z radia wbudowanego w meble.
Iwao zmarszczył brwi, i chrząknął, dając jej znać o swojej obecności w kuchni. Ta pisnęła wystraszona, i upuściła nóż.
- Proszę się tak nie skradać!- przyłożyła dłoń do szalejącego ze strachu serca. Jeszcze się nie przyzwyczaiła, że mężczyzna nie chodził, a latał, bo nie słyszała jego kroków.
- Przynieś mi mocną kawę – rozkazał, wychodząc z kuchni. Nawet nie skomentował wypowiedzi kobiety.
- Oczywiście, panie Sawyer!- odpowiedziała posłuszne, zabierając się za jej zrobienie.
Iwao udał się do biura, chcąc zapoznać się z program nauczania. Jednak jego myśli zakrzątało, co innego.
Nie zgadzał się z ojcem, że jest odpowiednią osobą do wykonania TEGO zlecenia. Na czas realizacji musiał być miły, serdeczny i przyjacielski. On człowiek zimniejszy niż góra lodowa, bezduszny i zamknięty na innych ludzi, miał zdobyć nastolatka? Uważał, że jest ostatnią osobą w organizacji, która powinna wykonać to zadanie. Jednakże nie mógł sprzeciwić się woli rady, i ojcu. Dlatego też utknął w jakimś małym miasteczku na czas nieokreślony. Wszystkie zlecenia, jakie do tej pory wykonał z góry były zaplanowane. To było wielką niewiadomą. Nie wiedział ile zajmie mu wykonanie. A to tylko, dlatego, że nie zależało to wyłącznie od niego. Oczywiście będzie się starał być mniej zimny, i otwarty tylko dla chłopaka, by przeciągnąć go na swoją stronę.
Ale czy coś z tego wyjdzie? Pytanie zostawało bez odpowiedzi, bo nastolatek jak to nastolatek był nabuzowany hormonami, i nikt nie zdobył informacji o jego orientacji. To też musiał sam do nich dotrzeć.
Kilka kaw i godzin później, wyszedł z mieszkania ubrany w luźniejsze ubranie z zamiarem pobiegania. Musiał dbać o swoją kondycję jak i sylwetkę, a że nie miał w domu siłowni ani boiska w pobliżu, przyszło mu improwizować. Biegł od dłuższego czasu, a jego oddech pozostał równomierny jakby dopiero zaczął trenować. Wbiegł do parku, w którym mijał starszych ludzi, idących spacerkiem. Ominął kilku uczniów, którzy udawali, że go nie znają. Z oddali zobaczył Woo również biegnącego. Umyślnie wybrał tą godzinę i park, bo wiedział, że spotka tam chłopaka. Musiał szybko przystąpić do działania, jeśli chciał wkrótce wrócić do domu. Przystanął przy ławce nie daleko chłopaka. Położył nogę na oparciu, chcąc się trochę porozciągać. Kątem oka spoglądał na nastolatka, zmierzającego w jego kierunku. Ciekawy był czy przywita się z nim czy tak jak inni wezmą go za ducha. Złapał palce u stopy, i pochylił się, dotykając głową kolana, gdy chłopak był metr od niego.
- Emm… Dobry wieczór – przystanął obok, truchtając w miejscu. Zawstydzony spuścił wzrok na swoje niebieskie trampki, gdy Iwao zaczął mu się przyglądać.
- Woo – odparł, zadowolony z siebie, stając prosto. Może zadanie nie będzie, aż tak trudne jak przypuszczał? I, co miał teraz powiedzieć?
- Więc… Jak się panu podoba u nas w szkole?- zapytał, nieśmiało spoglądając na mężczyznę.
- Nie uważasz, że za wcześnie na takie pytanie?- spytał kpiącym tonem, uważając, że lepiej wyjdzie w jego oczach niż ma mieć bezduszny i bezwzględny – Zwłaszcza po pierwszym dniu?
- Ehh, no racja – nerwowo przeczesał włosy palcami. Palcami, które drżały ze zdenerwowania, i dostrzegł to jedynie czujny wzrok Iwao – Głupie pytanie.
- Powiedziałem, że za wcześnie na te pytanie – przypomniał swoje słowa – I, nie uważam by należało ono do idiotycznych – dodał.
Cisza, jaka między nimi nastała, nie była krępująca dla Iwao. Wręcz przeciwnie. Wolał milczeć niż na siłę z nim rozmawiać. Za to Yoshi był innego zdania niż swój nauczyciel. Mógł paplać głupoty tylko po to, by o czymś rozmawiać. A tak, zostało mu gapienie się w ziemie.
- Yoshi, gamonie!- szybko uniósł głowę słysząc głos jak i zwrot przyjaciela. Jego twarz przybrała buraczkowy kolor – Wołam cię, i wołam, głucha pało!- chłopak jeszcze sobie nie zdał sprawy z tego, że mężczyzna stojący do niego tyłem to nauczyciel matematyki. Dopiero, gdy Iwao odwrócił się w jego stronę ten znieruchomiał, rozpoznając go – Dobry wieczór!- przywitał się entuzjastycznie, przerzucając przyjacielowi rękę na barki – Idziemy?
- Jasne, jasne – odpowiedział Yoshi – To dobranoc, panie Sawyer – uśmiechnął się przepraszająco.
- Dobranoc – odparł swoim bezwzględnym głosem. Obiecał sobie, że będzie zachowywał się ludzko tylko do jednego z nich. Wyminął ich, i wznowił swój trucht.
Yoshi obejrzał się za swoim nauczycielem, patrząc za nim tęsknym wzrokiem. Nie oszukiwał samego siebie. Podobało mu się, gdy mężczyzna patrzył na niego drapieżnym wzrokiem, który wywoływał u niego gęsią skórkę.
- Zwariowałeś, kretynie!- odepchnął przyjaciela, prawie go przewracając. Narobił mu obciachu przy tak przystojnym facecie. Co on teraz sobie pomyśli na jego temat?
- O, co ci znów chodzi!?- warknął na przyjaciela.
- Wiecznie mnie obrażasz!- krzyknął zły, wcelowując w niego palcem.
- To tylko żarty, Yoshi!
- Więc wsadź je sobie w dupę!
Yoshi pobiegł zostawiając przyjaciela samego. Mieszkał niedaleko parku, więc w domu był dziesięć minut później. Jak tylko otworzył drzwi przywitał go hałas, i smród alkoholu. Ściągnął buty, i boso poszedł do kuchni. Tam przy stole siedzieli jego rodzice. U matki na kolanach bawiła się pięcioletnia dziewczynka. Ze zlewu wyciągnął brudną szklankę. Opukał ją, i nalał do niej wody, wypijając wszystko jednym duszkiem.  
To nie tak, że należeli do biednej rodziny, której wiecznie brakuje pieniędzy. Co to, to nie. Jego rodzice pracowali, i zarabiali dość, by utrzymać siedmioosobową rodzinę, ale… Byli alkoholikami. Jak tylko wracali z pracy na stół zamiast obiadu lądowały butelki piwa albo wódki. Był najstarszy z rodzeństwa, i to on musiał gotować, by młodsi mieli, co zjeść. On sprzątał, by mieszkać w miarę czystym otoczeniu. Tylko dzięki niemu mieli odrobione zadania domowe, bo rodzice w tym czasie „leczyli się”. Kochał swoje rodzeństwo, dlatego nie pozwolił, aby stała i działa im się jakakolwiek krzywda. 
- Jak w szkole?- odezwał się pijanym głosem ojciec.
- Jak to w szkole – wzruszył ramionami, uśmiechając się do swojej siostry – Chodź królewno – podszedł do matki, by zabrać siostrę z jej kolan – Pora się wykąpać i spać.
- Aleee…
- Nie ma żadnego, ale – uciął jej marudzenie jak każdego dnia, gdy wieczorem zabierał ją do kąpieli.
Ich mieszkanie liczyło trzy pokoje. Jeden z najmniejszych zajmowali rodzice. Drugi, średni dzielił z młodszym, o dwa lata, bratem. A największy należał do najmłodszych. Stało w nim łóżko piętrowe, na dole spała dziesięciolatka, a u góry ośmiolatek oraz rozkładany fotel, w którym spała najmłodsza. W rogu sypialni dzieci miały swój kącik z zabawkami. W salonie stała duża szeroka, zielona kanapa, ozdobiona różnymi kolorowymi wzrokami, przez najmłodszą. Po jej bokach stały dwa fotele, a miedzy meblami znajdywał się drewniany, lakierowany stolik. Naprzeciwko, na piaskowej ścianie wisiał telewizor. Pod nim stała mała szafka, na jej blacie leżała gra telewizyjna, którą właśnie okupowali bracia.
- Lekcje macie odrobione?- zapytał przystając z małą na rękach.
- Weź spadaj!- usłyszał w odpowiedzi od starszego – Zajmij się sobą!
- Tak!- przytaknął młodszy, nie spuszczając wzroku z telewizora.
Yoshi postawił dziewczynkę na nóżkach.
- Idź po piżamkę, i poczekaj na mnie w łazience, dobrze?- pogłaskał ją po główce.
- Dobze!- zgodziła się, po czym pobiegła do pokoju przez mały korytarzyk.
Yoshi ruszył do jednego z braci, i wyrwał mu pada z ręki. Zresztą robił to, od kiedy tata kupił mu wymarzoną grę na urodziny.
- Ile razy to przerabialiśmy?- stanął przed nim, patrząc na niego niepobłażliwym wzrokiem.
- Pilnuj swojego nosa!- odpyskował, sięgając po pada.
- Nawet nie zaczynaj!- uniósł dłoń do góry, gdy ten chciał go wyrwać – Wiesz jak to się skończy!
O, tak. Obaj wiedzieli. Wyjdzie z salonu, obrażając się na cały świat. Trzaśnie drzwiami od pokoju, i odrobi zadania domowe, które później będzie musiał sprawdzić.
- A idź się utop!- poddał się, wstając z podłogi.
Yoshi uśmiechnął się zadowolony z siebie, wręczając najmłodszemu z braci pada. Pochylił się i pocałował w czoło. Naprawdę kochał swoje rodzeństwo, ale czasami nawet święty by z nimi nie wytrzymał.
- Dziękuje!- usłyszał wesoły głos brata.
- Nie siedź za długo – ostrzegł go, idąc do łazienki.
Wieczór zleciał mu jak każdy inny. Wykąpał najmłodszą siostrę, zrobił jej, i reszcie kolację, a po bajce położył spać. Gdy ta oglądała kreskówkę, zajął się bratem. Sprawdził mu lekcje, pomógł umyć, i utulił do snu. Starszej z sióstr tylko sprawdził lekcje, i ucałował na dobranoc, kiedy ta po kąpieli czytała książkę. Na sam koniec zostawał mu najstarszy z rodzeństwa. Ten robił mu ciągle na złość, i pisał jak kura pazurem, by miał problemy z odczytaniem tego, co nabazgrał. Prócz zrobienia kolacji, musiał również po nim pozbierać brudne ciuchy, które zostawiał na środku pokoju. Dopiero koło jedenastej miał czas dla siebie. Usiadł przy biurku, i zrobił swoje zadania do szkoły. W tym czasie jego rodzicie szykowali się do snu. Podziwiał ich, że ci mieli jeszcze siły na kąpiel, a rano wstawali jakby nie uchlali się do nieprzytomności. Gdy w domu panowała cisza, szedł do kuchni, otwierał okno, i wyrzucał wszystkie butelki. Zmywał naczynia, i sprzątał cały dom. Zamykał oczy, gdy zegarek wskazywał drugą w nocy.

OooO

Ranki były najgorsze. Nie dość, że musiał odgonić swoje zmęczenie i sen, to walczył z rodzeństwem, które uważało tak samo jak on, że szkoła to KOSZMAR. Jako, że rodzice od godziny byli już w pracy to on musiał, znów, wszystko robić. Przyszykować im pierwsze i drugie śniadanie oraz ubrania. Gotowi siadali w kuchni i wcinali posiłek, na który nie miał czasu, bo miał kilka minut na umycie się. Z szafy wyciągał pierwsze lepsze ubrania, i wkładał je na siebie, nie widząc się w lusterku. Zaledwie kilka minut przed autobusem wybiegali z mieszkania.
- Macie być grzeczni – prosił ich, gdy wysiedli z autobusu przed szkołą.
Szkołą, w której mieściło się przedszkole jak i podstawówka oraz liceum.
- Zwłaszcza ty – dodał twardo, słysząc parsknięcie młodszego, ale i starszego z rodzeństwa – Do zobaczenia w domu – pożegnał się z nimi.
- Mnie nie całuj!- wykrzywił się, po czym złapał najmłodszą siostrę i brata za ręce i ruszył do lewego skrzydła przeznaczonego dla uczniów do lat czternastu. Dziesięciolatka jeszcze mu pomachała, i pobiegła za rodzeństwem.
Ruszył biegiem do szkoły, gdy usłyszał dzwonek. Nie mógł się spóźnić, bo pierwszą miał matematykę. Nie miał, już, sił na dodatkowy wysiłek. Wbiegał po schodach, gratulując sobie, że robi to, na co dzień, i zdążył nim drzwi zamknęły się za nauczycielem.
- Dzień dobry!– przywitał się lekko zdyszanym głosem.
- Witaj, Woo – odpowiedział, przepuszczając chłopaka – Jest mi niezmiernie miło, widząc jak śpieszy ci się na moją lekcję – wszedł za nastolatkiem do klasy. Uczniowie przyglądali się nauczycielowi, który w dłoni miał tylko dziennik. Rozejrzał się po licealistach, by policzyć czy nikogo nie brakuje. Tak jak wczoraj, dziś też niebyło trójki - Zapowiada się piękny dzień – pomyślał, uśmiechając się złowieszczo w duchu.
Yoshi oczarowanym wzorkiem przyglądał się nauczycielowi, ubranego w jasne spodnie, białą koszulkę i jeansową kutrkę. Iwao ciężko było udawać, że nie czuje jego wzroku na sobie. Zresztą każdy uczeń patrzył na niego, czekając aż zacznie prowadzić lekcje. Pewnie myślą, że będą czekać na spóźnialskich.
- No dobrze…- usiadł na fotelu, odwracając się w stronę uczniów – Woo do tablicy. Weź swoją książkę i zeszyt – dodał nim chłopak wstał, i wystraszony podszedł do niego – Nie bój się, nie gryzę. Tylko zabijam – dokończył w myślach, biorąc od nastolatka zeszyt, i książkę. Położył ją na biurku, po czym przejrzał zeszyt. Musiał przyznać, że nastolatek prowadził go starannie, i chyba nie opuścił ani jednej lekcji – Od dziś będziesz pisał na tablicy – zdecydował po chwili. Nie zamierzał babrać się kredą, i zmywać ją później z tablicy – Masz…- podał mu książkę na wybranej stronie – zapisz temat, i wybierz kilka zadań.
- Mam je rozwiązać?- zapytał rozpaczliwym głosem, robiąc, co mu kazano.
- Jeśli uważasz, że jesteś w stanie zrobić to bez wcześniejszego tłumaczenia, proszę bardzo – uciął, doskonale wiedząc, że chłopak nie rozwiąże żadnego równania, bo dopiero miał zamiar ich nauczyć jak to zrobić. Wstał z fotela, i stanął za nastolatkiem. Tak, blisko, że klatką dotykał jego pleców.
- Ja… Eee…- próbował powiedzieć, że jeszcze tego nie przerabiali, ale jego bliskość spowodowała pustkę w głowie.
- Więc pozwolisz mi być nauczycielem?
Yoshi skinął głową, i zapisał wybrane przykłady. Gdy to zrobił Iwao zaczął klarownie objaśniać im temat lekcji. Nastolatek zapisywał wszystko, co dyktował mężczyzna, stojący na końcu klasy. Z tego miejsca widział czy wszyscy zapisują, i słuchają go, a nie rozmawiają lub bawią się telefonami. Ci jednak bojąc się jego bezwzględnego tonu, nawet o tym nie myśleli. Pukanie przerwało im zajęcia, a do klasy weszli spóźnieni uczniowie.
- Dzień dobry. Przepraszamy za spóźnienie – odezwał się jeden z nich, idąc do ławki, a pozostała dwójka podążyła za nim jak cień.
- Pozwoliłem wam zająć miejsca?- ci stanęli jak wryci słysząc bezlitosny głos nauczyciela – Czy wczoraj nie wyraziłem się jasno?- podszedł do tego, który przepraszał – Na podłogę, i trzysta pompek – rozkazał tak jak to robił w organizacji.
Yoshi wraz z innym spojrzeli na zegarki, czego nie zrobił nauczyciel, a wiedział ile czasu się spóźnili. Widząc okrutny wzrok nauczyciela, padli na podłogę, i zaczęli robić pompki. Pierwsze dwadzieścia zrobili bez zarzutów – To mają być pompki?- stanął obok tego, który dzień wcześniej wrzucił dzieciaka do śmietnika. Położył nogę na jego plecach między łopatkami, i docisnął do podłoża – Klatka ma dotykać posadzki – zabrał stopę, i staną przed licealistą – Nie patrz na kolegów tylko na podłogę – teraz sam poczuje na własnej skórze jak to być ofiarą – Jeszcze dwieście sześćdziesiąt – uświadomił ich, że liczy z nimi, i nie okłamią go – Rozumiem, że przepisaliście wszystko, co znajduje się na tablicy?- zwrócił się do uczniów, którzy wlepiali oczy tam gdzie nie trzeba – Ktoś chętny, by dołączyć do kolegów?- odpowiedziała mu cisza.

OooO

Yoshi wraz z kolegami i koleżankami z klasy opuścili salę, w której nadal trójka licealistów robiła pompki pod czujnym okiem matematyka.
- On jest straszny, co?- drgnął na samo przypomnienie głosu i wzroku nauczyciela.
- A, no – Yoshi zgodził się bez mrugnięci okiem. Choć ciężko było mu przyznać dla niego nauczyciel był bardziej ludzki. Nie wiedział, co było tego powodem, i wolał pozostać w niewiedzy, niż widzieć w jego oczach to, co inni. Wolał czuć się jak wyjątek – Ale przynajmniej się czegoś nauczymy, a nie tak jak na innych lekcjach.
- No, w sumie – wzruszył ramionami. Nie mógł się nie zgodzić. Właśnie ta trójka była traktowana ulgowo, bo należeli do drużyny futbolowej, a ta odnosiła same sukcesy, przez co ich chór otrzymywał mniej pieniędzy. Nawet drużyna cheerleaderk miała większy budżet niż oni. Teraz, chociaż na matematyce będą traktowani tak jak każdy uczeń.
Szedł obok przyjaciela jak i członka chóru, gdy z nienacka zostali ochlapani zimnym napojem w twarz.
- Pojebało cię Vivani!- wrzasnął Jonatan, ocierając twarz dłonią.
- Mówiłeś coś, cieniasie?- pchnął go na ścianę.
Jonatan skurczył się w sobie, żałując, że się odezwał, gdy przeszył go ból. Yoshi  nie miał odwagi się postawić. Chłopaki z drużyny byli wyżsi i dwa razy więksi od niego. Więc gdyby się postawił, a ci by go walnęli to najzwyczajniej w świecie, by go połamali. A nie widział siebie w najbliższej przyszłości w szpitalu – Pierdolone fujary!- uderzył chłopaka z pięści w brzuch, po czym odszedł z innymi kolegami jak gdyby nic.  
- Mój przynajmniej jest jagodowy – zażartował Yoshi, oblizując usta.
- Bardzo zabawne – rzucił ironicznie, trzymając się za brzuch, podążył za przyjacielem do szafki, by przebrać koszulki. Posiadali je zapasowe, bo codziennie byli oblewani mrożonymi napojami.
Reszta lekcji zleciała im spokojnie, tak samo jak nowemu nauczycielowi. Choć pogłoski, jakie rozeszły się w ostatniej godzinie głosiły, że dwóch licealistów z trzeciej klasy wyszli zapłakani, i tak wystraszeni, że trzęśli się jak galaretki.

Zapowiada się ciężkie pół roku dla wszystkich uczniów chodzących do liceum. 


3 komentarze:

  1. Dal mnie zawsze za krótko ale wolę częściej :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, naprawdę podoba mi się te opowiadanie. I to bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    więc jego zadanie polega na rozkochaniungo w sobie, i co potem? czyżby to on miał coś wspólnego z tym, że dwóch licealistów było zapłakanych?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń