***
**
*
Trzęsące się ze strachu i od płaczu ciało, wrzucił do bagażnika
samochodu. Gdy go zamykał usłyszał krzyk Yoshiego, który biegł za nimi. Iwao
wpadł w amok, przez co nie słyszał go wcześniej. Zatrzymał rękę na drzwiach,
zwracając uwagę na chłopaka.
Yoshi bez słowa wtulił się w ciało mężczyzny, szlochając głośno. Bał się, to jasne. Wiedział jednak, że już nic mu nie grozi ze strony płatnego zabójcy.
- Nie rób mu krzywdy – poprosił, łkając w
koszulę mężczyzny. Nie przepadał za Vivianim, to też nie chciał, aby Iwao coś
mu zrobił. Jest płatnym zabójcą, więc jest zdolny do wszystkiego. Nie chciał
śmierci rówieśnika. Bo właśnie to go czekało z rąk mężczyzny.- Błagam.- dodał,
wiedząc, że to zadziała na ukochanego.
Iwao zacisnął pięść na jego koszulce. Proszący głos i szloch
wydobywający się z gardła licealisty ranił mu serce. I to tak bardzo, że nie
potrafił mu odmówić. Odsunął od siebie Woo i mało delikatnie wyciągnął z
bagażnika Vivaniego. Rzucił go na ziemię jakby nic nie ważył. Chciał się do
niego pochylić i złamać mu rękę, którą warzył podnieść na jego chłopca, ale w
tym samym momencie na parking wjechały trzy czarne samochody.
- Wypierdalaj!- krzyknął do poszkodowanego
i wystraszonego ucznia. Ten pozbierał się szybko z ziemi i nie oglądając za siebie
uciekł, nie zwracając uwagi na ból, jaki przeszył całe ciało.- Wsiadaj, Woo.-
polecił swoim bestialskim głosem. Yoshi wykonał rozkaz automatycznie,
przestając płakać. Usiadł z przodu na miejscu pasażera. Jak tylko zamknął
drzwi, Iwao od razu ruszył z parkingu, a za nim członkowie organizacji. Przez
to, że samochody miały przyciemniane szyby nie widział, kogo po niego wysłali.
Podejrzewał jednak, że są to zabójcy z czerwonymi krawatami. Mógł zostać i z
nimi walczyć. Pokazać im jak rozkłada jednego po drugim. Nie mógł tego zrobić
ze względu na chłopaka. Ci pewnie wykorzystaliby okazje i wzięliby go na
zakładnika, by się poddał. Tak oboje trafili tam gdzie ich miejsce.
- W schowku mam broń. Daj mi ją –
powiedział, prowadząc szybko samochód. Plus był taki, że znał miasto lepiej niż
nowoprzybyli zabójcy. Nacisnął guzik od szyberdachu, otwierając go. Yoshi
pierwszy raz się tak bał. Trzęsącymi dłońmi sięgnął do schowka i wyciągnął z
niego to, o co prosił mężczyzna.- Umiesz prowadzić, Woo?- zapytał, szybko zmieniając
się z nastolatkiem miejscami, kiedy ten w odpowiedzi skinął głową.- Wszystko
będzie dobrze.- obiecał, wychylając się prze otwarte okno na dachu. Odblokował
broń, wycelował i zaczął strzelać. Pierwszy nabój trafił idealnie w szybę,
gdzie siedział kierowca. Nie musiał go wiedzieć by wiedzieć gdzie strzelać. Kiedy
mała kulka odebrała człowiekowi życie, samochód zarzuciło na lewo i uderzył w
murek, zatrzymując się na nim. Do następnego auta musiał strzelać w opony. Zabójca
prowadzący samochód jechał slalomem, bojąc się o własne życie. Wymierzył do
ostatniego samochodu, nacisnął spust, i… Skończyły mu się naboje!- No to, kurwa,
pięknie!- powiedział sam do siebie, siadając na fotelu. Przeszukał schowek tylko
po to, by upewnić się, że nie ma zapasowego magazynku. Wychylił się, aby
spojrzeć w tylną szybę. Samochód jechał kilka metrów za nimi.- Wracaj na
miejsce.- rozkazał pewnym głosem. Zamienili się równie szybko miejscami, co
wcześniej. Yoshi miał już zapiąć pas, gdy padł pierwszy strzał. Kula przeleciał
przez szybę, kilka cali od siedzenia licealisty.- Kładź się!- wydał polecenie.
Tym razem Yoshi słyszał strach w głosie mężczyzny. I owszem. Iwao bał się o
życie chłopaka. Od dawna był przygotowany, że nie dożyje trzydziestki, więc nie
bał się śmierci. Woo to, co innego. On musi żyć.- Niżej.- prowadząc szybko
samochód, położył mu na włosach rękę, pochylając niżej głowę. Nie chciał, aby
zbłąkana kula trafiła w chłopaka.
Iwao czuł serce niemal w gardle, kiedy strzały zamiast ustąpić, padały
coraz częściej. Nagle wszedł ostro w zakręt, przez co skulone ciało na podłodze
poleciało na skrzynie biegów.
- Czego oni od nas chcą?- zapytał cicho
Yoshi, kuląc się niemalże pod fotel.
- Ciebie, Woo – odpowiedział bez namysłu,
mijając się z zabójcami, którzy minęli go na drugim pasie. Mają chwilę, aby ich
zgubić. Iwao Wjechał w uliczki, które niemal przypominały labirynt. W swoim
demonicznym duchu miał nadzieje, że nikt nie czai się pod blokiem. Jeśli tak…
To mają przejebane. I to nawet bardzo, bo wszystko, czego potrzebował miał w
domu.
- Zabiją mnie?- odezwał się tak cicho, że
zabójca ledwo go usłyszał.
- Najpierw będą musieli zabić mnie –
chciał pocieszyć chłopaka, ale wyszło na opak. Yoshi na samą myśl, że jego ukochany
może umrzeć rozpłakał się głośno, zasłaniając dłonią usta.- A to nie jest takie
łatwe, Yoshi.- dodał, zatrzymując się pod blokiem.
Na szczęście nikogo nie widział. Wysiadł z samochodu, który obszedł, aby
pomóc wysiąść chłopakowi. Objął mniejsze ciało, przyciągając do siebie na
krótką chwilę. Nie mieli czasu na żadne czułości. Wpadli do mieszkania, gdzie
Iwao wbiegł po schodach do sypialni. Tam z szafy wyciągnął torbę, w której miał
pistolety, magazynki i kaburę. Ściągnął czarną marynarkę, a jej miejsce zajęła
sportowa bluza. Pod którą założył kaburę z bronią. Sięgnął jeszcze po dwie
czapki, a spod łóżka wziął plecak. Zbiegł do wystraszonego i zapłakanego
chłopaka.
- Trzymaj – głos zabójcy na powrót stał
się ciepły. Podał Woo czapkę i plecak, które przyjął bez słowa.- Masz
się mnie pilnować, rozumiesz?- złapał w dłonie twarz nastolatka.- I to tak
blisko, abym czuł twój oddech na karku.- mówił bezwzględnym głosem, by wszystko
dotarło do jego chłopca.
Yoshi założył czapkę na głowę, a plecak zarzucił na ramiona. Mimo, że
strach go niemal paraliżował to robił i zrobi wszystko, co każe zabójca. Ufa
mu. Bezgranicznie.
- Kocham cię, Iwao – wyznał, unosząc wzrok
na mężczyznę. W nim widniał nie tylko strach, ale i miłość, jaką darzył
zabójcę.
Iwao uśmiechnął się smutno, po czym pochylił się do warg chłopaka, i
pocałował go delikatnie.
- Wiem, Yoshi – odpowiedział, kiedy
odsunął się od licealisty.
Iwao złapał dłoń nastolatka splatając ich palce. Wychodząc z domu
założył czapkę, idąc powoli do samochodu. Chłopak oddychał głośno, powstrzymując
kolejny napad histerii.
- Musimy pojechać do sąsiedniego miasta na
prywatne lotnisko – poinformował nastolatka, wsiadając do samochodu.- Tam będzie
czekał samolot.- mówił spokojnie, nie zdradzając w głosie żadnego uczucia.
Chciał, aby chłopak myślał, że wsiądą do niego razem. Z kieszeni wyciągnął
telefon. Wstukał krótką wiadomość i wysłał, po czym ją wyłączył i wyrzucił przez
okno.
***
- A teraz słuchaj…- złapał zapłakaną twarz
w swoje zakrwawione dłonie – gdy powiem biegnij, masz to zrobić tak szybko jak
potrafisz, rozumiesz?
- Ale…
- Nie ważne, co się stanie, i co
zobaczysz, Yoshi – przerwał nastoletniemu kochankowi – Masz wsiąść do tego
samolotu, nie odwracając się za siebie – przyciągnął do ciebie sztywne ze
strachu ciało. Przytulił go desperacko, wiedząc doskonale, że jest to ich
ostatnie spotkanie. Wdychał jego słodki zapach, chcą go zapamiętać do końca
swojego życia.
- Kochasz mnie?- zapytał Yoshi,
wykorzystując pytanie, na które zabójca musi szczerze odpowiedzieć.
- Kocham – szepnął mu do ucha. Od dawna
chciał zapewnić licealistę o swoich uczuciach, ale nie potrafił się w sobie
zebrać. Teraz… Były to jedyne słowa, które cisnęły mu się na usta. Chciał je
wypowiedzieć nim zginie. Umrze z dala od swojego młodego kochanka. Nastolatek
przez chwile myślał, że straci włosy, bo pięść mężczyzny zacisnęła się na nich
tak mocno. Stali w uścisku póki nie usłyszeli pisków opon. Iwao, choć
niechętnie, puścił jego ciało. Z kabury wyciągnął broń, odbezpieczając ją.
Wychylił się za winkla budynku…
- Kurwa mać!- zaklął, widząc kolejne
cztery czarne samochody. Zginie, ratując go! Zginie w słusznej sprawie. Sięgnął
po drugą broń, po czym zmienił oba magazynki – Gotowy?- popatrzył ostatni raz
na twarz chłopaka. Yoshi w odpowiedzi skiną, i zaszlochał głośno.
- Kocham cię, Iwao – mężczyzna pochylił
się całując go wręcz rozpaczliwie.
- Teraz!- rozkazał, wychodząc na środek.
Zaczął Strzelać gdzie popadnie. Mógł zabić kilku, to jasne. Ale wolał robić to
na oślep, by dać chłopakowi czas. Płatni zabójcy, którzy po nich przyjechali
schowali się za samochody. Czekali, aż skończą mu się naboje. Odetchnął z ulgą
słysząc startujący samolot. Nie przejmując się strzałami, jakie mogą paść w
jego kierunku, odwrócił się, by upewnić się, że chłopak wsiadł do samolotu, i
odlatuje w bezpieczne miejsce. Tam, gdzie nikt go nie znajdzie. Yoshi siedział
z wlepionym nosem w szybę, i krzyknął coś, gdy padł pierwszy strzał, a Iwao dostał
w ramię. Ciało ugięło się pod wpływem bólu. Kolejne nie robiły mu różnicy.
Najważniejsze było to, że ON jest już bezpieczny. Padł na kolana podpierając
się rękoma o ziemię. A samotna łza ozdobiła policzek zabójcy.
- Wystarczy!- usłyszał rozkaz swojego
ojca. Strzały natychmiast ustały – Zawiodłeś mnie synu.– szef organizacji
złapał zabójcę w stalowym uścisku za szczękę.– Miałeś go w sobie rozkochać, a
nie zakochać się w nim!
- Wybacz… Musiałem tego nie doczytać –
zakpił. Twarz Iwao była jak pierwszego dnia przybycia do tego miasta. Jak
jeszcze chwilę temu odbijała się na niej miłość, tęsknota i desperacja tak
teraz była to twarz lalki. Pusta i martwa. Wszystkie te szczególne uczucia
zniknęły wraz z Yoshim.
Ojciec puścił go tylko po to, by uderzyć
go mocno w szczękę.
- Będzie lepiej, jeśli po dobroci powiesz,
kto ci pomagał – ostrzegł go przed torturami, jakie mu zafundują, gdy będzie
milczał.
- Siedzenie za biurkiem ci nie służy,
ojcze – spluną mu krwią w nogi, okazując mu tym samym brak szacunku.
- Wiesz, że znajdę każdego, kto maczał
palce w ucieczce tego szczeniaka?
- Jesteś strasznie naiwny, myśląc, że
kogoś zostawiłem przy życiu – uniósł głowę by zakpić ojcu prosto w oczy.– Ale
życzę powodze…- nie skończył, gdyż padł następny cios. Tak mocny, że stracił przytomność.
*
**
***
Witam,
OdpowiedzUsuńno zorganizował jego ucieczkę, ale chciałabym aby kiedyś się spotkali, a co z jego rodzeństwem?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia