sobota, 30 lipca 2016

*20*



***
**
*

     Trzęsące się ze strachu i od płaczu ciało, wrzucił do bagażnika samochodu. Gdy go zamykał usłyszał krzyk Yoshiego, który biegł za nimi. Iwao wpadł w amok, przez co nie słyszał go wcześniej. Zatrzymał rękę na drzwiach, zwracając uwagę na chłopaka.
   Yoshi bez słowa wtulił się w ciało mężczyzny, szlochając głośno. Bał się, to jasne. Wiedział jednak, że już nic mu nie grozi ze strony płatnego zabójcy.
- Nie rób mu krzywdy – poprosił, łkając w koszulę mężczyzny. Nie przepadał za Vivianim, to też nie chciał, aby Iwao coś mu zrobił. Jest płatnym zabójcą, więc jest zdolny do wszystkiego. Nie chciał śmierci rówieśnika. Bo właśnie to go czekało z rąk mężczyzny.- Błagam.- dodał, wiedząc, że to zadziała na ukochanego.
   Iwao zacisnął pięść na jego koszulce. Proszący głos i szloch wydobywający się z gardła licealisty ranił mu serce. I to tak bardzo, że nie potrafił mu odmówić. Odsunął od siebie Woo i mało delikatnie wyciągnął z bagażnika Vivaniego. Rzucił go na ziemię jakby nic nie ważył. Chciał się do niego pochylić i złamać mu rękę, którą warzył podnieść na jego chłopca, ale w tym samym momencie na parking wjechały trzy czarne samochody.
- Wypierdalaj!- krzyknął do poszkodowanego i wystraszonego ucznia. Ten pozbierał się szybko z ziemi i nie oglądając za siebie uciekł, nie zwracając uwagi na ból, jaki przeszył całe ciało.- Wsiadaj, Woo.- polecił swoim bestialskim głosem. Yoshi wykonał rozkaz automatycznie, przestając płakać. Usiadł z przodu na miejscu pasażera. Jak tylko zamknął drzwi, Iwao od razu ruszył z parkingu, a za nim członkowie organizacji. Przez to, że samochody miały przyciemniane szyby nie widział, kogo po niego wysłali. Podejrzewał jednak, że są to zabójcy z czerwonymi krawatami. Mógł zostać i z nimi walczyć. Pokazać im jak rozkłada jednego po drugim. Nie mógł tego zrobić ze względu na chłopaka. Ci pewnie wykorzystaliby okazje i wzięliby go na zakładnika, by się poddał. Tak oboje trafili tam gdzie ich miejsce.
- W schowku mam broń. Daj mi ją – powiedział, prowadząc szybko samochód. Plus był taki, że znał miasto lepiej niż nowoprzybyli zabójcy. Nacisnął guzik od szyberdachu, otwierając go. Yoshi pierwszy raz się tak bał. Trzęsącymi dłońmi sięgnął do schowka i wyciągnął z niego to, o co prosił mężczyzna.- Umiesz prowadzić, Woo?- zapytał, szybko zmieniając się z nastolatkiem miejscami, kiedy ten w odpowiedzi skinął głową.- Wszystko będzie dobrze.- obiecał, wychylając się prze otwarte okno na dachu. Odblokował broń, wycelował i zaczął strzelać. Pierwszy nabój trafił idealnie w szybę, gdzie siedział kierowca. Nie musiał go wiedzieć by wiedzieć gdzie strzelać. Kiedy mała kulka odebrała człowiekowi życie, samochód zarzuciło na lewo i uderzył w murek, zatrzymując się na nim. Do następnego auta musiał strzelać w opony. Zabójca prowadzący samochód jechał slalomem, bojąc się o własne życie. Wymierzył do ostatniego samochodu, nacisnął spust, i… Skończyły mu się naboje!- No to, kurwa, pięknie!- powiedział sam do siebie, siadając na fotelu. Przeszukał schowek tylko po to, by upewnić się, że nie ma zapasowego magazynku. Wychylił się, aby spojrzeć w tylną szybę. Samochód jechał kilka metrów za nimi.- Wracaj na miejsce.- rozkazał pewnym głosem. Zamienili się równie szybko miejscami, co wcześniej. Yoshi miał już zapiąć pas, gdy padł pierwszy strzał. Kula przeleciał przez szybę, kilka cali od siedzenia licealisty.- Kładź się!- wydał polecenie. Tym razem Yoshi słyszał strach w głosie mężczyzny. I owszem. Iwao bał się o życie chłopaka. Od dawna był przygotowany, że nie dożyje trzydziestki, więc nie bał się śmierci. Woo to, co innego. On musi żyć.- Niżej.- prowadząc szybko samochód, położył mu na włosach rękę, pochylając niżej głowę. Nie chciał, aby zbłąkana kula trafiła w chłopaka.
   Iwao czuł serce niemal w gardle, kiedy strzały zamiast ustąpić, padały coraz częściej. Nagle wszedł ostro w zakręt, przez co skulone ciało na podłodze poleciało na skrzynie biegów.
- Czego oni od nas chcą?- zapytał cicho Yoshi, kuląc się niemalże pod fotel.
- Ciebie, Woo – odpowiedział bez namysłu, mijając się z zabójcami, którzy minęli go na drugim pasie. Mają chwilę, aby ich zgubić. Iwao Wjechał w uliczki, które niemal przypominały labirynt. W swoim demonicznym duchu miał nadzieje, że nikt nie czai się pod blokiem. Jeśli tak… To mają przejebane. I to nawet bardzo, bo wszystko, czego potrzebował miał w domu.
- Zabiją mnie?- odezwał się tak cicho, że zabójca ledwo go usłyszał.
- Najpierw będą musieli zabić mnie – chciał pocieszyć chłopaka, ale wyszło na opak. Yoshi na samą myśl, że jego ukochany może umrzeć rozpłakał się głośno, zasłaniając dłonią usta.- A to nie jest takie łatwe, Yoshi.- dodał, zatrzymując się pod blokiem.
   Na szczęście nikogo nie widział. Wysiadł z samochodu, który obszedł, aby pomóc wysiąść chłopakowi. Objął mniejsze ciało, przyciągając do siebie na krótką chwilę. Nie mieli czasu na żadne czułości. Wpadli do mieszkania, gdzie Iwao wbiegł po schodach do sypialni. Tam z szafy wyciągnął torbę, w której miał pistolety, magazynki i kaburę. Ściągnął czarną marynarkę, a jej miejsce zajęła sportowa bluza. Pod którą założył kaburę z bronią. Sięgnął jeszcze po dwie czapki, a spod łóżka wziął plecak. Zbiegł do wystraszonego i zapłakanego chłopaka.
- Trzymaj – głos zabójcy na powrót stał się ciepły. Podał Woo czapkę i plecak, które przyjął bez słowa.- Masz się mnie pilnować, rozumiesz?- złapał w dłonie twarz nastolatka.- I to tak blisko, abym czuł twój oddech na karku.- mówił bezwzględnym głosem, by wszystko dotarło do jego chłopca.
    Yoshi założył czapkę na głowę, a plecak zarzucił na ramiona. Mimo, że strach go niemal paraliżował to robił i zrobi wszystko, co każe zabójca. Ufa mu. Bezgranicznie.
- Kocham cię, Iwao – wyznał, unosząc wzrok na mężczyznę. W nim widniał nie tylko strach, ale i miłość, jaką darzył zabójcę.
   Iwao uśmiechnął się smutno, po czym pochylił się do warg chłopaka, i pocałował go delikatnie.
- Wiem, Yoshi – odpowiedział, kiedy odsunął się od licealisty.
   Iwao złapał dłoń nastolatka splatając ich palce. Wychodząc z domu założył czapkę, idąc powoli do samochodu. Chłopak oddychał głośno, powstrzymując kolejny napad histerii.
- Musimy pojechać do sąsiedniego miasta na prywatne lotnisko – poinformował nastolatka, wsiadając do samochodu.- Tam będzie czekał samolot.- mówił spokojnie, nie zdradzając w głosie żadnego uczucia. Chciał, aby chłopak myślał, że wsiądą do niego razem. Z kieszeni wyciągnął telefon. Wstukał krótką wiadomość i wysłał, po czym ją wyłączył i wyrzucił przez okno.

 ***
- A teraz słuchaj…- złapał zapłakaną twarz w swoje zakrwawione dłonie – gdy powiem biegnij, masz to zrobić tak szybko jak potrafisz, rozumiesz?
- Ale…
- Nie ważne, co się stanie, i co zobaczysz, Yoshi – przerwał nastoletniemu kochankowi – Masz wsiąść do tego samolotu, nie odwracając się za siebie – przyciągnął do ciebie sztywne ze strachu ciało. Przytulił go desperacko, wiedząc doskonale, że jest to ich ostatnie spotkanie. Wdychał jego słodki zapach, chcą go zapamiętać do końca swojego życia.
- Kochasz mnie?- zapytał Yoshi, wykorzystując pytanie, na które zabójca musi szczerze odpowiedzieć.
- Kocham – szepnął mu do ucha. Od dawna chciał zapewnić licealistę o swoich uczuciach, ale nie potrafił się w sobie zebrać. Teraz… Były to jedyne słowa, które cisnęły mu się na usta. Chciał je wypowiedzieć nim zginie. Umrze z dala od swojego młodego kochanka. Nastolatek przez chwile myślał, że straci włosy, bo pięść mężczyzny zacisnęła się na nich tak mocno. Stali w uścisku póki nie usłyszeli pisków opon. Iwao, choć niechętnie, puścił jego ciało. Z kabury wyciągnął broń, odbezpieczając ją. Wychylił się za winkla budynku…
- Kurwa mać!- zaklął, widząc kolejne cztery czarne samochody. Zginie, ratując go! Zginie w słusznej sprawie. Sięgnął po drugą broń, po czym zmienił oba magazynki – Gotowy?- popatrzył ostatni raz na twarz chłopaka. Yoshi w odpowiedzi skiną, i zaszlochał głośno.
- Kocham cię, Iwao – mężczyzna pochylił się całując go wręcz rozpaczliwie.
- Teraz!- rozkazał, wychodząc na środek. Zaczął Strzelać gdzie popadnie. Mógł zabić kilku, to jasne. Ale wolał robić to na oślep, by dać chłopakowi czas. Płatni zabójcy, którzy po nich przyjechali schowali się za samochody. Czekali, aż skończą mu się naboje. Odetchnął z ulgą słysząc startujący samolot. Nie przejmując się strzałami, jakie mogą paść w jego kierunku, odwrócił się, by upewnić się, że chłopak wsiadł do samolotu, i odlatuje w bezpieczne miejsce. Tam, gdzie nikt go nie znajdzie. Yoshi siedział z wlepionym nosem w szybę, i krzyknął coś, gdy padł pierwszy strzał, a Iwao dostał w ramię. Ciało ugięło się pod wpływem bólu. Kolejne nie robiły mu różnicy. Najważniejsze było to, że ON jest już bezpieczny. Padł na kolana podpierając się rękoma o ziemię. A samotna łza ozdobiła policzek zabójcy.
- Wystarczy!- usłyszał rozkaz swojego ojca. Strzały natychmiast ustały – Zawiodłeś mnie synu.– szef organizacji złapał zabójcę w stalowym uścisku za szczękę.– Miałeś go w sobie rozkochać, a nie zakochać się w nim!
- Wybacz… Musiałem tego nie doczytać – zakpił. Twarz Iwao była jak pierwszego dnia przybycia do tego miasta. Jak jeszcze chwilę temu odbijała się na niej miłość, tęsknota i desperacja tak teraz była to twarz lalki. Pusta i martwa. Wszystkie te szczególne uczucia zniknęły wraz z Yoshim.
Ojciec puścił go tylko po to, by uderzyć go mocno w szczękę.
- Będzie lepiej, jeśli po dobroci powiesz, kto ci pomagał – ostrzegł go przed torturami, jakie mu zafundują, gdy będzie milczał.
- Siedzenie za biurkiem ci nie służy, ojcze – spluną mu krwią w nogi, okazując mu tym samym brak szacunku.
- Wiesz, że znajdę każdego, kto maczał palce w ucieczce tego szczeniaka?
- Jesteś strasznie naiwny, myśląc, że kogoś zostawiłem przy życiu – uniósł głowę by zakpić ojcu prosto w oczy.– Ale życzę powodze…- nie skończył, gdyż padł następny cios. Tak mocny, że stracił przytomność

*
**
***

1 komentarz:

  1. Witam,
    no zorganizował jego ucieczkę, ale chciałabym aby kiedyś się spotkali, a co z jego rodzeństwem?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń