niedziela, 7 sierpnia 2016

*21*




***
**
*

   Nieprzytomne ciało, przywiązane za nadgarstki do sufitu, wisiało na środku lochu. Głowa opierała się brodą o mostek, a twarz zdobiły czerwone smugi jak i siniaki po mocnych uderzeniach. Jeden z członków organizacji wziął w dłonie wiaderko z lodowatą wodą, i chlusnął nią w omdlałego młodego mężczyznę.
   Iwao zadrżał czując chłód na swoim ciele. Szarpnął się kilka razy, próbując się uwolnić.
Po chwili przestał, zdając sobie sprawę z tego gdzie się znajduje. Stopami ledwo dotykał ziemi. Nie bez powodu go tak przywiązali. Pozbawili go wszelkiej ucieczki. Wstrząsną kilka razy głową, aby pozbyć się wody z twarzy i uchylił powieki. Przed nim stał ojciec, popalając sobie papierosa.
- Wyspałeś się, synu?- kpiący głos mężczyzny rozniósł się po piwnicy. Pan Sawyer stał w odpowiedniej odległości od syna doskonale wiedząc, na co go stać. Bo nawet, kiedy wisiał związany pozostawał niebezpieczny.
- Muszę przyznać, że przywykłem do lepszych warunków – odpowiedział równie kpiąco, łapiąc w dłonie łańcuchy, do których był przywiązany. Tak przynajmniej da chwilę odpocząć nadgarstkom.
    Ostatni cios ojciec musiał zadać mu czymś twardym, bo nigdy nie tracił przytomności. A tą tym razem stracił na długi czas. Zdążyli już wrócić do zamku. Chyba, że go uśpili. To przynajmniej wyjaśniało, dlaczego tak długo pozostał w utracie świadomości.
- Wiesz, co czeka cię za zdradę?- zapytał surowym głosem, odrzucając niedopałek na podłogę.
   Od lat pan Sawyer był dumny z tego, że kolejny z ich linii przejmie organizację, tak jak on to zrobił po swoim ojcu. Tymczasem jego SYN zachował się jak bezmyślny dzieciak! Jak on mógł tak postąpić? Zdradzić tych, którzy są jego rodziną?
- Zdradę?- powtórzył, udając zdziwienie w głosie. Bawiła go ta rozmowa. Jak jego ojciec należy do rady, kiedy inteligencją dorównuje Vivaniemu?- Popraw mnie, jeśli się mylę… Ale z tego co wiem, to nie wykonałem zadania, głupi starcze!- wysyczał na koniec, przybierając na twarz swoją bezduszną maskę.
   Po piwnicy rozniósł się śmiech starszego. Nie był to radosny ani zabawny śmiech, lecz złowrogi. Taki, który zwiastował wiele cierpienia.
- I za to czeka cię kara, synu – powiedział, sięgając po bicz. Bicz spleciony z kilku rzemieni. Na ich końcówkach znajdywały się małe haczyki, które wczepiały się w skórę, rozrywając ją.- Chyba, że powiesz gdzie wywiozłeś dzieciaka.- złożył mu ofertę nie do odrzucenia.
   Iwao w odpowiedzi parsknął pod nosem.
- Jesteś głupszy niż sądziłem, skoro myślisz, że zdradzę ci gdzie ukryłem chłopaka – rzekł swoim bezlitosnym głosem.
- Więc wyciągnę to z ciebie siłą – zagroził, okrążając zabójcę. Stanął za plecami zabójcy, zamachnął się, a haczyki zamieszczone na końcu rzemyków wbiły się w skórę na plecach.
  Iwao zacisnął mocno zęby, aby z jego gardła nie wydobył się żaden jęk. To tylko rozjuszyło ojca i zaczął uderzać go coraz częściej, nie patrząc gdzie padają uderzenia. W którejś chwili zabójca poczuł jak jeden z haczyków wbija mu się w policzek i rani go po całej długości, drugi wbił się w czoło, a trzeci z kolei gdzieś na szczęce. Mimo, że ból był niemal nie do zniesienia i rozrywał mu ciało, to nie dał ojcu satysfakcji. Zacisnął tylko dłonie w pięść, wbijając paznokcie w skórę. Nie złamie go.
- Mogę tak cały dzień – uprzedził syna, zaprzestając uderzeń. Dał sobie również chwilę wytchnienia. Wkładał w zamach całą siłę tak też dostał lekkiej zadyszki. Wiek też robił swoje.
- To masz szczęście, że zaraz się kończy. Bo to ty opadniesz z sił szybciej niż ja – wycedził przez zaciśnięte zęby. Plecy paliły go żywym ogniem, a lecąca ciepła posoka z ran, nasilała cały ból.
   Przegryzł wargę, kiedy padło następne uderzenie, a na skórze pojawiło się kolejne cięcie. Ten ból był przyjemny, bo uświadamiał go o tym, że chłopak jest cały i bezpieczny. Dla niego jest w stanie wycierpieć znacznie więcej. Dla niego jest gotów poświęcić własne życie.

***

   Tortury trwały kilka dni. Plecy i brzuch wyglądały jakby ktoś obdarł go ze skóry. A przynajmniej tak czuł. Po trzecim dniu „kary” z jego ust wydobywały się ciche jęki, ale po za tym nie padło żadne słowo. Słowa, które miały zdradzić miejsce zamieszkanie chłopaka. Odpuścił sobie kpiny z ojca, kiedy ten próbował wyciągnąć z niego jakieś informacje. Nie miały najmniejszego sensu. Zresztą tak jak jego życie. Nie próbował JUŻ walczyć. Nie z osłabionym i odwodnionym organizmem. Cały ból spychał na dno umysłu. Umysłu, który siłą przywoływał pełen miłości wzrok i wyznanie jego durnego chłopaka. Tylko one dodawały mu sił, aby go nie złamali. I nie złamią.
   Iwao uniósł powieki słysząc jak ktoś otwiera drzwi. W nich pojawił się jego ojciec. Z tym głupim zwycięskim uśmiechem. Poważnie? Niby, co ugrał tymi torturami? Nic. I tak zostanie. Zatrząsnął się w środku, kiedy zobaczył jak ojciec sięga po bat. Nie miał już sił na to, by powstrzymywać się od jęków przepełnionych bólem. Od zaciskania szczęki bolały go zęby, a od wbitych paznokci w skórę piekły go już całe dłonie.
- Nie poddam się póki nie powiesz gdzie on jest – rzekł jak tylko przekroczył próg piwnicy.  Członek rady podszedł do stołu i wziął z jego blatu nóż.
- Muszę przyznać, że powiedzenie „im starszy tym głupszy”, do ciebie pasuje – odezwał się lekko zachrypniętym głosem. Ojciec zabójcy bawił się sztyletem, udając, że ostrzem wyciąga brud spod paznokci. Iwao patrzył na niego zimnym spojrzeniem. Sam stosował takie sztuczki, by nastraszyć ofiarę. A on nie jest TYLKO ofiarą. Jest wyszkolonym zabójcą.- Obetniesz mi palca? Pozbawisz mnie języka? A może wydłubiesz oko? Nie bądź śmieszny, stary głupcze.- splunął na koniec.- Dobrze wiesz, jakie mamy prawa…- zawiesił sugestywnie głos, na co starszy mężczyzna wciągnął głośno powietrze do płuc. Wystraszył się. O, tak. Iwao to umiał najlepiej. Mimo, że wisiał pozbawiony sił to, to nie on się bał, a jego ojciec.- Więc okalecz mnie tak, abym nie był w stanie zrobić ci krzywdy.- udzielił mu rady. Oboje wiedzieli, kto jest silniejszy, lepiej posługuje się bronią palną jak i białą. A w walce wręcz, Iwao jest doskonały.- Bo jak dziadek po mnie przyjdzie i staniemy oko w oko, to przysięgam, że wyrwę ci serce gołymi rękoma.- zagroził swoim bestialskim głosem. Już sobie to wyobraził, a jego usta wygięły się w mrożący krew w żyłach uśmiech.
- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz?- usłyszeli ostry głos mężczyzny, który wszedł tak cicho, ze go nie usłyszeli.
   Owy mężczyzna należał do rady tak samo jak reszta ich rodziny. W końcu to jeden z ich przodków założył organizacje. I to właśnie dziadek Iwao miał ostateczny głos. Głos, który tym razem został zlekceważony.
- Karzę syna za niesubordynację – odpowiedział ostro, pochylając głowę. 
Siedemdziesięcioletni mężczyzna podszedł do swego pierworodnego i uderzył go w twarz.
- Karzesz syna za niesubordynację?- powtórzył szydzącym głosem, wyrywając mu bicza z dłoni.- Więc mam cię ukarać tak samo?- zapytał kpiącym głosem, walcząc ze sobą, aby się nie skrzywić na widok wnuka.
   Albert Sawyer był wychowany jak każdy mężczyzna w ich rodzinie. Na bezwzględnego zabójcę. Jednak… Iwao obudził w nim serce tak jak Yoshi obudził serce w Iwao. Kochał wnuka całym sercem, dlatego też nigdy nie został ukarany tak jak życzył sobie tego ojciec zabójcy.
- Wynoś się!- rozkazał swoim bezlitosnym głosem synowi. Kiedy ten zrobił co mu kazano, mężczyzna podszedł do wnuka.
   Iwao uśmiechnął się słabo do dziadka, patrząc na niego rozgorączkowanym spojrzeniem. W swoim demonicznym duchu ucieszył się, że dziadek w końcu raczył się zjawić, bo nie wiedział ile czasu byłby jeszcze w stanie znosić w „ciszy” tortury ojca.
   Pan Albert delikatnie rozpiął kajdany, uważając na rany na ciele wnuka. Nie chciał mu sprawić więcej cierpienia. Co i tak było nieuniknione przy takich obrażeniach. Jak tylko uwolnił nadgarstki zabójcy, ten z impetem padł na kolana, a z jego ust wydobył się głośny jęk. Przy dziadku nie musiał udawać, że wszystko jest w porządku.
- Puść mnie – syknął do dziadka, kiedy ten chciał pomóc mu wstać.
   Mężczyzna odsunął się, patrząc na niego drwiącym wzorkiem.
- Dumny jak zawsze!- pomyślał pan Albert, parskając pod nosem.
   Iwao udał, że nic nie słyszał i wstał o własnych siłach. Miał ich niewiele, ale wystarczyło, aby unieść poranione ciało i wyjść z piwnicy na drżących nogach. Gdyby nie unosił się dumą i przyjął pomoc dziadka w pokoju byłby szybciej. Tak dotarł do niego w ciężkich męczarniach. W jego sypialni na środku pomieszczenia czekał chłopak, który mu służył oraz starszy lekarz. Ten od lat dbał o ich zdrowie. I właśnie w takich chwilach jak ta robił wszystko, co w jego mocy, aby żaden zabójca nie umarł.
- I na co się patrzysz?- warknął, mijając nieproszonych gości.
   Wszedł do łazienki, a kiedy jego wzrok padł na taflę lustra… Miał ochotę płakać jak nigdy w życiu. Wyglądał… Strasznie. Nigdy nie był narcyzem i nie przywiązywał uwagi do swojego wyglądu, ale teraz…?
   Twarz miał pokiereszowaną jakby zaatakował go dziki zwierz, a nie został ukarany przez ojca!
Sięgnął po pierwszą lepszą rzecz stającą na półce i rzucił nią w lusterko. Te pod siłą uderzenia pękło na miliony kawałków tak jak jego serce, gdy stracił chłopaka.
Nigdy nie spojrzy w żadne lustro.
Nigdy nie zobaczy swojej oszpeconej mordy.
Nigdy nie pokaże się tak…
Jemu!

*
**
***

1 komentarz:

  1. Witam,
    no i w końcu pojawił się dziadek, a gdzie jest Yoshi i co z jego rodziną?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń