***
**
*
Nieprzytomne ciało, przywiązane za
nadgarstki do sufitu, wisiało na środku lochu. Głowa opierała się brodą o
mostek, a twarz zdobiły czerwone smugi jak i siniaki po mocnych uderzeniach.
Jeden z członków organizacji wziął w dłonie wiaderko z lodowatą wodą, i
chlusnął nią w omdlałego młodego mężczyznę.
Iwao zadrżał czując chłód na swoim ciele. Szarpnął
się kilka razy, próbując się uwolnić.
Po chwili przestał, zdając sobie sprawę z tego gdzie się znajduje. Stopami ledwo dotykał ziemi. Nie bez powodu go tak przywiązali. Pozbawili go wszelkiej ucieczki. Wstrząsną kilka razy głową, aby pozbyć się wody z twarzy i uchylił powieki. Przed nim stał ojciec, popalając sobie papierosa.
Po chwili przestał, zdając sobie sprawę z tego gdzie się znajduje. Stopami ledwo dotykał ziemi. Nie bez powodu go tak przywiązali. Pozbawili go wszelkiej ucieczki. Wstrząsną kilka razy głową, aby pozbyć się wody z twarzy i uchylił powieki. Przed nim stał ojciec, popalając sobie papierosa.
- Wyspałeś się,
synu?- kpiący głos mężczyzny rozniósł się po piwnicy. Pan Sawyer stał w
odpowiedniej odległości od syna doskonale wiedząc, na co go stać. Bo nawet,
kiedy wisiał związany pozostawał niebezpieczny.
- Muszę przyznać,
że przywykłem do lepszych warunków – odpowiedział równie kpiąco, łapiąc w
dłonie łańcuchy, do których był przywiązany. Tak przynajmniej da chwilę
odpocząć nadgarstkom.
Ostatni cios ojciec musiał zadać mu czymś
twardym, bo nigdy nie tracił przytomności. A tą tym razem stracił na długi
czas. Zdążyli już wrócić do zamku. Chyba, że go uśpili. To przynajmniej
wyjaśniało, dlaczego tak długo pozostał w utracie świadomości.
- Wiesz, co
czeka cię za zdradę?- zapytał surowym głosem, odrzucając niedopałek na podłogę.
Od lat pan Sawyer był dumny z tego, że
kolejny z ich linii przejmie organizację, tak jak on to zrobił po swoim ojcu.
Tymczasem jego SYN zachował się jak bezmyślny dzieciak! Jak on mógł tak
postąpić? Zdradzić tych, którzy są jego rodziną?
- Zdradę?-
powtórzył, udając zdziwienie w głosie. Bawiła go ta rozmowa. Jak jego ojciec
należy do rady, kiedy inteligencją dorównuje Vivaniemu?- Popraw mnie, jeśli się
mylę… Ale z tego co wiem, to nie wykonałem zadania, głupi starcze!- wysyczał na
koniec, przybierając na twarz swoją bezduszną maskę.
Po piwnicy rozniósł się śmiech starszego.
Nie był to radosny ani zabawny śmiech, lecz złowrogi. Taki, który zwiastował
wiele cierpienia.
- I za to czeka
cię kara, synu – powiedział, sięgając po bicz. Bicz spleciony z kilku rzemieni.
Na ich końcówkach znajdywały się małe haczyki, które wczepiały się w skórę,
rozrywając ją.- Chyba, że powiesz gdzie wywiozłeś dzieciaka.- złożył mu ofertę
nie do odrzucenia.
Iwao w odpowiedzi parsknął pod nosem.
- Jesteś głupszy
niż sądziłem, skoro myślisz, że zdradzę ci gdzie ukryłem chłopaka – rzekł swoim
bezlitosnym głosem.
- Więc wyciągnę
to z ciebie siłą – zagroził, okrążając zabójcę. Stanął za plecami zabójcy,
zamachnął się, a haczyki zamieszczone na końcu rzemyków wbiły się w skórę na
plecach.
Iwao zacisnął mocno zęby, aby z jego gardła
nie wydobył się żaden jęk. To tylko rozjuszyło ojca i zaczął uderzać go coraz
częściej, nie patrząc gdzie padają uderzenia. W którejś chwili zabójca poczuł
jak jeden z haczyków wbija mu się w policzek i rani go po całej długości, drugi
wbił się w czoło, a trzeci z kolei gdzieś na szczęce. Mimo, że ból był niemal
nie do zniesienia i rozrywał mu ciało, to nie dał ojcu satysfakcji. Zacisnął
tylko dłonie w pięść, wbijając paznokcie w skórę. Nie złamie go.
- Mogę tak cały
dzień – uprzedził syna, zaprzestając uderzeń. Dał sobie również chwilę
wytchnienia. Wkładał w zamach całą siłę tak też dostał lekkiej zadyszki. Wiek
też robił swoje.
- To masz szczęście,
że zaraz się kończy. Bo to ty opadniesz z sił szybciej niż ja – wycedził przez
zaciśnięte zęby. Plecy paliły go żywym ogniem, a lecąca ciepła posoka z ran,
nasilała cały ból.
Przegryzł wargę, kiedy padło następne
uderzenie, a na skórze pojawiło się kolejne cięcie. Ten ból był przyjemny, bo uświadamiał
go o tym, że chłopak jest cały i bezpieczny. Dla niego jest w stanie wycierpieć
znacznie więcej. Dla niego jest gotów poświęcić własne życie.
***
Tortury trwały kilka dni. Plecy i brzuch
wyglądały jakby ktoś obdarł go ze skóry. A przynajmniej tak czuł. Po trzecim
dniu „kary” z jego ust wydobywały się ciche jęki, ale po za tym nie padło żadne
słowo. Słowa, które miały zdradzić miejsce zamieszkanie chłopaka. Odpuścił
sobie kpiny z ojca, kiedy ten próbował wyciągnąć z niego jakieś informacje. Nie
miały najmniejszego sensu. Zresztą tak jak jego życie. Nie próbował JUŻ
walczyć. Nie z osłabionym i odwodnionym organizmem. Cały ból spychał na dno
umysłu. Umysłu, który siłą przywoływał pełen miłości wzrok i wyznanie jego
durnego chłopaka. Tylko one dodawały mu sił, aby go nie złamali. I nie złamią.
Iwao uniósł powieki słysząc jak ktoś otwiera
drzwi. W nich pojawił się jego ojciec. Z tym głupim zwycięskim uśmiechem.
Poważnie? Niby, co ugrał tymi torturami? Nic. I tak zostanie. Zatrząsnął się w
środku, kiedy zobaczył jak ojciec sięga po bat. Nie miał już sił na to, by
powstrzymywać się od jęków przepełnionych bólem. Od zaciskania szczęki bolały
go zęby, a od wbitych paznokci w skórę piekły go już całe dłonie.
- Nie poddam się
póki nie powiesz gdzie on jest – rzekł jak tylko przekroczył próg piwnicy. Członek rady podszedł do stołu i wziął z jego
blatu nóż.
- Muszę
przyznać, że powiedzenie „im starszy tym głupszy”, do ciebie pasuje – odezwał
się lekko zachrypniętym głosem. Ojciec zabójcy bawił się sztyletem, udając, że
ostrzem wyciąga brud spod paznokci. Iwao patrzył na niego zimnym spojrzeniem.
Sam stosował takie sztuczki, by nastraszyć ofiarę. A on nie jest TYLKO ofiarą.
Jest wyszkolonym zabójcą.- Obetniesz mi palca? Pozbawisz mnie języka? A może wydłubiesz
oko? Nie bądź śmieszny, stary głupcze.- splunął na koniec.- Dobrze wiesz, jakie
mamy prawa…- zawiesił sugestywnie głos, na co starszy mężczyzna wciągnął głośno
powietrze do płuc. Wystraszył się. O, tak. Iwao to umiał najlepiej. Mimo, że
wisiał pozbawiony sił to, to nie on się bał, a jego ojciec.- Więc okalecz mnie
tak, abym nie był w stanie zrobić ci krzywdy.- udzielił mu rady. Oboje
wiedzieli, kto jest silniejszy, lepiej posługuje się bronią palną jak i białą.
A w walce wręcz, Iwao jest doskonały.- Bo jak dziadek po mnie przyjdzie i
staniemy oko w oko, to przysięgam, że wyrwę ci serce gołymi rękoma.- zagroził
swoim bestialskim głosem. Już sobie to wyobraził, a jego usta wygięły się w
mrożący krew w żyłach uśmiech.
- Możesz mi powiedzieć,
co ty robisz?- usłyszeli ostry głos mężczyzny, który wszedł tak cicho, ze go
nie usłyszeli.
Owy mężczyzna należał do rady tak samo jak
reszta ich rodziny. W końcu to jeden z ich przodków założył organizacje. I to
właśnie dziadek Iwao miał ostateczny głos. Głos, który tym razem został
zlekceważony.
- Karzę syna za
niesubordynację – odpowiedział ostro, pochylając głowę.
Siedemdziesięcioletni
mężczyzna podszedł do swego pierworodnego i uderzył go w twarz.
- Karzesz syna
za niesubordynację?- powtórzył szydzącym głosem, wyrywając mu bicza z dłoni.- Więc
mam cię ukarać tak samo?- zapytał kpiącym głosem, walcząc ze sobą, aby się nie
skrzywić na widok wnuka.
Albert Sawyer był wychowany jak każdy
mężczyzna w ich rodzinie. Na bezwzględnego zabójcę. Jednak… Iwao obudził w nim
serce tak jak Yoshi obudził serce w Iwao. Kochał wnuka całym sercem, dlatego
też nigdy nie został ukarany tak jak życzył sobie tego ojciec zabójcy.
- Wynoś się!-
rozkazał swoim bezlitosnym głosem synowi. Kiedy ten zrobił co mu kazano,
mężczyzna podszedł do wnuka.
Iwao uśmiechnął się słabo do dziadka,
patrząc na niego rozgorączkowanym spojrzeniem. W swoim demonicznym duchu
ucieszył się, że dziadek w końcu raczył się zjawić, bo nie wiedział ile czasu
byłby jeszcze w stanie znosić w „ciszy” tortury ojca.
Pan Albert delikatnie rozpiął kajdany,
uważając na rany na ciele wnuka. Nie chciał mu sprawić więcej cierpienia. Co i
tak było nieuniknione przy takich obrażeniach. Jak tylko uwolnił nadgarstki
zabójcy, ten z impetem padł na kolana, a z jego ust wydobył się głośny jęk. Przy
dziadku nie musiał udawać, że wszystko jest w porządku.
- Puść mnie –
syknął do dziadka, kiedy ten chciał pomóc mu wstać.
Mężczyzna odsunął się, patrząc na niego
drwiącym wzorkiem.
- Dumny jak
zawsze!- pomyślał pan Albert, parskając pod nosem.
Iwao udał, że nic nie słyszał i wstał o
własnych siłach. Miał ich niewiele, ale wystarczyło, aby unieść poranione ciało
i wyjść z piwnicy na drżących nogach. Gdyby nie unosił się dumą i przyjął pomoc
dziadka w pokoju byłby szybciej. Tak dotarł do niego w ciężkich męczarniach. W
jego sypialni na środku pomieszczenia czekał chłopak, który mu służył oraz
starszy lekarz. Ten od lat dbał o ich zdrowie. I właśnie w takich chwilach jak
ta robił wszystko, co w jego mocy, aby żaden zabójca nie umarł.
- I na co się patrzysz?-
warknął, mijając nieproszonych gości.
Wszedł do łazienki, a kiedy jego wzrok padł
na taflę lustra… Miał ochotę płakać jak nigdy w życiu. Wyglądał… Strasznie. Nigdy
nie był narcyzem i nie przywiązywał uwagi do swojego wyglądu, ale teraz…?
Twarz miał pokiereszowaną jakby zaatakował
go dziki zwierz, a nie został ukarany przez ojca!
Sięgnął po
pierwszą lepszą rzecz stającą na półce i rzucił nią w lusterko. Te pod siłą
uderzenia pękło na miliony kawałków tak jak jego serce, gdy stracił chłopaka.
Nigdy nie
spojrzy w żadne lustro.
Nigdy nie
zobaczy swojej oszpeconej mordy.
Nigdy nie pokaże
się tak…
Jemu!
*
**
***
Witam,
OdpowiedzUsuńno i w końcu pojawił się dziadek, a gdzie jest Yoshi i co z jego rodziną?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia