wtorek, 22 marca 2016

*3*




***
**
*

Pierwsze miasto, pierwsze zadanie.
Iwao siedział w samochodzie, ukrywając się w cieniu. Obserwował budynek od trzech godzin, i czekał, aż jego cel opuści miejsce pracy. Gdy zobaczył, wychodzącego mężczyznę, na dłonie wsunął czarne rękawiczki. Cicho wysiadł z samochodu, i równie cicho je zamknął. Dziś nie zamierzał strzelać. Miał w planach, co innego. Przemykał przez parking, unikając oświetlających go lamp. Skradał się do ofiary niczym lew polujący na gazelę.
Nic nie świadomy mężczyzna, rozmawiając przez telefon, otwierał właśnie drzwi samochodu, gdy Iwao stanął za nim.
- Zaraz będę w…- nie skończył zdania, gdyż Iwao złapał jedną ręką przeciwnika za włosy i podtrzymując jego żuchwę drugą ręką. Gwałtownie i silne skręcił w prawo, powodując przerwanie rdzenia kręgowego, co spowodowało natychmiastową śmierć. Martwe ciało podało na ziemie, uderzając głucho. Nadepnął na telefon, z którego słyszał zaniepokojone kobiece krzyki.
Odchodząc z miejsca zabójstwa, ściągnął rękawiczki. Tak jak za każdym razem pozbył się ich, wyrzucając do przypadkowego śmietnika. Poprawił poły płaszcza, wracając do samochodu.
- Trzysta dziewięć – wypowiedział kolejną liczbę, siadając na miejscu kierowcy. Nim odjechał napisał wiadomość. Brzmiała tak jak każda inna.

Cel ściągnięty.


Drugie miasto. Drugie zlecenie. 
Iwao cieszył się, wchodząc do mieszkania następnej ofiary. Czytając informacje na jej temat, podejrzewał jak zakończy się to zlecenie. Zazwyczaj zaoszczędzał bólu, pozwalając na szybką śmierć. Jednak znalazły się wyjątki. Tak jak ten, do którego przyszedł. Gdy pierwszy raz zobaczył jego zdjęcie, wiedział, co go czeka. Zamiast pistoletu, w kieszeni spodni miał rozwijaną żyłkę, i za paskiem kilka noży. Z racji, że facet nie miał w domu biura, a duży salon, Iwao właśnie w nim usiadł, na wielkim fotelu, tyłem do wejścia. Oparł łokieć, o podłokietnik, a na dłoni zaciśnięta w pięść, bok twarzy. Wpatrywał się w widok za oknem, nasłuchując kroków. Dobrze, że uczono wszystkich zabójców włamywania się do mieszkań, bo nie musiał siedzieć w aucie. Tak przynajmniej ma chwile na wytchnienie.
Koło dwudziestej pierwszej, tak jak się spodziewał, usłyszał chrzęst przekręconego zamka, naciśniecie klamki, i ciężkie kroki.
- Masz dwa wyjścia – odezwał się, gdy właściciel mieszkania zamknął drzwi.
- Jak tu wszedłeś?- ruszył w kierunku zabójcy.
- Pierwsze… Załatwimy to szybko i bez bólu – udał, że nie usłyszał pytania swej ofiary – A druga… Radzę jej nie wybierać – poradził, choć z całego swojego zimnego serca liczył, że nie posłucha, i zacznie się bronić jak na wielkiego byka przystało. Odwrócił się na fotelu w stronę nieznajomego. Skrzywił się, widząc wielkiego, barczystego mężczyznę. Na zdjęciach wyglądał na wiele mniejszego. Były dwie opcje. Zleceniodawca ukrył posturę mężczyzny, wysyłając im stare zdjęcia. Albo facet w kilka dni przybrał na wadze.
 Nie zawiodła go intuicja. Wstał szybko, okręcając się wokół własnej osi, gdy mężczyzna ruszył z atakiem. Miedzy czasie wyciągnął pierwszy nóż i wbił mu go miedzy żebra po prawej stronie. Ten zachwiał się czując przeszywający ból po całym ciele. Jednak nie poddał się, i nie zrezygnował z walki. Znów pierwszy zaatakował. Iwao wyciągnął drugi nóż, uchylając się przed ciosem zrobił krok do przodu wpychając go tym razem w udo. Krzyk, który wydobył się z gardła ofiary był dla niego najlepszą muzyką. Iwao poruszał się szybko i z gracją. Gdy mężczyzna zaatakował pozwolił, aby tym razem cios go dosięgnął. Dał mu nadzieję na wygraną. Nie chciał szybko kończyć zabawy. Zatoczył się do tyłu. Odzyskał rezolutność nim ten ponownie zdołał go uderzyć. Złapał rękę w nadgarstku, wykręcając ją lekko. Gdy łokieć okręcił się ku górze, walnął w niego ramieniem. Po pomieszczeniu rozniósł się odgłos łamanej kości. Mężczyzna wydarł się niczym zarzynane zwierzę. Łapiąc się za rękę, przyklęknął. Iwao nie dał mu chwili na przyzwyczajenie się do bólu, i wbił mu następny nóż tuż pod barkiem po lewej stronie. Stanął za nim, wyciągając z kieszeni żyłkę. Owiną ją kilka razy na obu, odzianych w czarne rękawiczki, dłoniach. Objął nią jego szyję od tyłu, po czym okręcił raz, i mocno zacisnął. Żyłka wbiła się w skórę, przecinając ją niczym ostrze.
- A dałem ci wybór – odezwał się bezwzględnym głosem, gdy ten zaczął rzucać się jak ryba złapana w sieć. Musiał cofnąć lewą nogą, by stanąć równomiernie, i go nie puścić. Im mocniej zaciskał żyłkę, a ta zagłębiała się coraz bardziej, krew zaczynała tryskać na wszystkie strony.  Poluzował uścisk nim żyłka rozdzieliła głowę od ciała. Odetchnął mocno czując specyficzny zapach posoki. Ciało w jego rękach zesztywniało, więc je odrzucił, pomagając sobie kolanem, kopnął go w plecy, na podłogę. Nim wyszedł z mieszkania przystanął w progu napawając się widokiem, coraz większej, ilości krwi na podłodze. Tak, dla niego taki obraz był większą zapłatą niż pieniądze – Trzysta dziesięć.

Cel ściągnięty

Poinformował swojego ojca, będąc już w samochodzie.
- Jeszcze tylko jedno zadanie, i do domu – pocieszył się, myśląć, że tym razem odpocznie dłużej niż jeden dzień.


Trzecie miasto. Trzecie zlecenie.
Gdy Iwao zobaczył zdjęcie, i przeczytał informacje na temat ostatniej ofiary, szczerze… Nie rozumiał powodu pozbycia się go. Facet był… Szarym, nic nieznaczącym człowiekiem. Z zawodu był pięćdziesięcioletnim nauczycielem matematyki. Komu taki ktoś może zagrażać? Czym mógł podpaść? Pogroził komuś wzorem, e równa się em ce kwadrat?
Prócz tego, że zdradza żonę z dziwkami nie miał nic na sumieniu. Nawet jednego mandatu. Jednak ONI nie mieli prawa, aby pytać, dociekać. Mieli wykonywać zadania, do których byli przez lata szkoleni. I, właśnie to zamierzał zrobić. 
W każdej kopercie znajdywał się plan dnia, spisany przez osoby wyznaczone do śledzenia, każdej ofiary. Więc dlaczego w tej ostatniej nie było napisane, że facet w środy jedzie do motelu?
Iwao chciał go zabić szybko i bez bólu, lecz teraz w myślach miał milion tortur, które na nim zastosuje jak tylko wyjdzie z tego zapyziałego motelu kurwa, którą sobie wynajął. Wyrwie mu fiuta gołymi rękoma, i go nim nakarmi. Lepiej jak założy rękawiczki, bo jeszcze złapie jakiegoś syfa.
Trzy godziny później, Iwao wysiadł z samochodu, z wypisanym mordem na twarzy. Wynajęta dziwka, która zobaczyła jego mroczne oblicze pisnęła, i uciekła niczym wystraszony kurczak. Nie pukając do drzwi, otworzył je. Skrzywił się czując duchotę, panującą w pokoju. Śmierdziało potem, i tanimi proszkami do prania, oraz seksem. I, kolejny raz musiał zmienić plany. Wyciągnął nóż zza paska, wchodząc w głąb pokoju. Ruszył w stronę pomieszczenia, w którym zapalone było światło. Jak dobrze myślał okazało się ono łazienką. Tak samo tania, i zniszczona jak motel.
- Zapłaciłem za cztery godziny z góry – warknął, jak tylko ujrzał odbicie sylwetki zabójcy w lustrze.
- Jak na nauczyciela jesteś straszne bezmyślny – odpowiedział, mierząc wzrokiem swoją ofiarę. Poważnie? Ma zabić… Tego imbecyla?- Jeśli myślisz, że mają tu obsługę to strasznie się rozczarujesz.
- To kim jesteś?- zapytał, tracąc pewność w głosie. Iwao w odpowiedzi uniósł dłoń, odzianą w czarną rękawiczkę, z bronią.
- Nie możesz tego zrobić…- przełknął ciężko, i głośno ślinę – Mam żonę i dzieci!- bronił się, tak jak każdy. Tylko Iwao pierwszy raz słyszał jak ofiara powołuje się na członka rodziny, a nie przekupuje pieniędzmi.
- Inni też mieli – rzekł swoim wypranym z uczuć głosem, podchodząc do faceta. Jednym ruchem złapał go za włosy, unieruchamiając mu głowę. Do szyi przyłożył nóż, w którym odbił się błysł światła – Miałeś zginać inaczej, ale jak tak na ciebie patrzę…- uśmiechnął się bezdusznie, widząc łzy w jego oczach – nie jesteś wart nawet tego, co zamierzam zrobić.
- Pro-Proszę…!- zaskamlał, próbując odciągnąć od siebie rękę z nożem.
Iwao zaśmiał się okrutnie, dociskając broń do skóry. Ostrze wbiło się w nią robiąc dość duża, i głęboką ranę. Mężczyzna zapłakał, kaszląc. Opluł lusterko własną krwią.
- O, co prosisz?- nie mógł sobie odpuścić. Lubi bawić się swoimi ofiarami.
- Proszę… Nie zabijaj mnie!
- Hmm…?- mruknął, sunąc ostrzem noża po skórze. Z poziomej rany na szyi małymi strużkami krew ozdobiła ciało różnymi wzorkami – Proś dalej.
- Pomocy!- krzyknął mężczyzna, uderzając Iwao z łokcia w brzuch.
- Ugh…- stęknął głucho, puszczając ofiarę.
Mężczyzna wykorzystał to i wybiegł z łazienki, by uciec z pokoju. Jednak nim złapał klamkę, poczuł jak z wielką siłą wbija mu się coś między łopatki. Padł na podłogę jak kłodą, tracą czucie w nogach. Uniósł głowę, i ujrzał nad sobą zabójcę. Jeśli myślał, że wcześniej morderczy wzrok to najgorsze co ujrzał, to teraz zmienił zdanie, bo ten patrzył na niego bestialsko. Jakby chciał go zabić wzrokiem. Iwao zmrużył oczy, zaciskając mocno szczękę. Ukucnął przed ofiarą, opierając ramiona na kolanach.
- Brawo za odwagę – powiedział pozbawionym skrupułów głosem, odwracając go na plecy. Ten ruch sprawił głębsze wbicie się noża, na co mężczyzna wydarł się. Iwao musiał się pospieszyć, bo pewnie krzyki ściągnął świadków, a na to nie mógł pozwolić. Wstał, uśmiechając się gniewnie. Podniósł nogę, i przyłożył mu stopę do gardła. Z każdym naciskiem słychać było charczące hausty powietrza. Mężczyzna złapał w dłonie nogę, próbując ją odepchnąć. Jednak na darmo, bo Iwao nie należał do najsłabszych osób. A każda próba obrony sprawiała mu satysfakcje. Nacisnął mocniej, czując pod stopą jak pękają kości. Słyszał ostatni oddech. Widział ostatnie mrugnięcie. Czuł jak mężczyzna traci siły, po czym powieki zastygły w miejscu, oddech utknął w gardle, a ręce opadły bezwładnie na podłogę – Trzysta jedenaście.

Cel ściągnięty

Odjechał z miejsca zabójstwa nim ktoś go zobaczył.

OooO

Iwao siedział za wielkim mahoniowym biurkiem. Na jego blacie leżały dokumenty, czytane przez niego, telefon stacjonarny, i lampka. W XXI wieku nikt nie wyobrażał sobie życia bez inernetu i komputera to oni woleli mieć sprawozdania, raporty i opisy wszystkich zleceń na papierze. Przez wyjazd nazbierała mu się pokaźny stos, i musiał wszystko nadrobić. Do tego późno w nocy, sam skończył pisać swoje sprawozdanie. Ojciec chyba wiedział o jego zaległych raportach, i dał mu czas na nadrobienie ich, a później poniesie konsekwencje swojej decyzji sprzed wyjazdu.
 Uniósł wzrok, gdy usłyszał pukanie.
- Wejść!- udzielił pozwolenia, wracając do dokumentów, gdy zobaczył, kto przyszedł.
- Panie Sawyer – przywitał się usłużenie niższą rangą zabójca, kłaniając się. Miał on szary krawat, co oznaczało, że nie osiągnął wymaganego poziomu, i traktowany był jak służący.
- Mów – rozkazał, nie patrząc na niego. Wystarczył szybki rzut okiem jak wchodził do jego biura, i dowiedzieć się, że jest on na końcu ich listy. A to znaczyło, że oddychanie tym samym powietrzem, to wielki zaszczyt.
- Pański ojciec prosi o spotkanie – rzekł suchym głosem, prostując się.
- Będę za dziesięć minut – powiedział, co ma przekazać.
Kolejne zlecenie pomyślał, składając papiery w dokładną kupkę. Otworzył szufladę, i włożył do niej dokumenty. Zamknął ją na klucz, który schował do kieszeni spodni, wstając. Choć nikt nie miał prawa wejść do jego biura, to wolał dmuchać na zimne. Szedł wyprostowany, i dumnym krokiem. Emanowała od niego bezwzględność, twardość, a lodowaty wzrok mógłby zamrozić nawet słońce. Mijane osoby kłaniały się, schodząc mu z drogi. Nie odwzajemniał gestu. Był w końcu tym najlepszym.
Dojście do ojca gabinetu zajęło mu większość czasu, gdyż znajdywało się na ostatnim piętrze zamku. Zapukał trzy razy, i poczekał na pozwolenie. Gdy je usłyszał, nacisnął mosiężną klamkę, i wszedł do pomieszczenia. Zamknął cicho drzwi jakby właśnie wkradał się do czyjegoś domu by zabić.
- Witaj ojcze – przywitał się, pochylając głowę oddając honor. Był to jeden z nielicznych ludzi, którym się kłaniał, tak jak inni jemu.
- Witaj synu – odpowiedział sztywnym głosem, wskazując na fotel. Syn szefa organizacji zajął wskazane miejsce, patrząc na ojca – Mam dla ciebie zadanie – podał mu kopertę – Tym razem jest ono, hmm…? Niezwykłe? Niecodzienne? Rzadkie?- wymienił kilka przykładów, by mógł wybrać jedno z nich. 
- Hmm?- mruknął w odpowiedzi, czytając polecenia. Z każdym przeczytanym słowem oczy otwierał coraz szerzej – I ja mam je wykonać?- zapytał chcąc się upewnić czy ojciec, aby nie pomylił osoby.
- Oczywiście synu – przytaknął, wyciągając kolejną kopertę – Masz tutaj wszystkie dokumenty, które będą ci potrzebne – ich głosy były oschłe i sztywne jak każdego mieszkańca zamku. Mimo, iż są rodziną, to nie było tego po nich widać. Będąc dzieckiem traktowany był jak inni zabójcy. Gdy popełniał błąd w nauce i w treningach, kary otrzymywał takie same. Nie usłyszał od ojca pochwały, gdy osiągnął najwyższy poziom. Ale nie było to dla niego zaskoczeniem. Ojciec od niego tego wymagał, chociaż nic nie powiedział. Taką miał powinność, bo to on kiedyś zostanie szefem organizacji. A, to do czegoś zobowiązuje.
- Ojcze…- zaczął, odkładając kopertę, ale nadal trzymając zdjęcie uśmiechającego się nastolatka. Jego rysy twarzy były tak delikatne jak u kobiety. I gdyby nie przeczytał wcześniej jego danych, powiedziałby, że to dziewczyna - Na Boga! Co się dzieje na tym świecie?!-pomyślał. Nie, żeby w niego wierzył. Łamał jedno z Dziesięciu Przykazań „ Nie zabijaj”. Nie miał do tego prawa – masz racje. To zadanie jest nietypowe. Z tym muszę się zgodzić. Jednak nie mogę zgodzić się na jego wykonanie – rodziciel zmrużył oczy w kształcie migdałów, słysząc sprzeciw pierworodnego – Gdyby chodziło o zabicie kogoś, nie ważne, w jaki sposób, nie zawahałby się. Ale, to?- podniósł zdjęcie do góry, obrazem do ojca – Przewyższa nawet moje umiejętności – wyjaśnił powód swojej odmowy wykonania zadania.
- Gdybym miał jakieś obiekcje, nie wybrałbym ciebie – nie podzielił jego zdania. Znał zdolności swojego syna. Od najmłodszych lat był szkolony pod jego czujnym okiem. I jak za jego namową nauczyciele wymagali od niego więcej. Musiał mieć pewność, że jego następca nie będzie miał sobie równych. I nie ma.
- Ja i nastolatkowie?- skrzywił się – Oni są głośni, pyskaci, i kolorowi!- nie miał kontaktu z żadnym spoza zamku, ale napatrzył się na nich, gdy obserwował swoje „zadania”.
- Z tymi tutaj sobie radzisz – zauważył, zaciskając usta w cienką linie.
- Oni się mnie boją!
- Nie zmienię zdania – uciął dyskusję, patrząc na syna ostrzegającym spojrzeniem. Nie wiele brakuje do ukarania go za stawianie się – Taką decyzję nie ja podjąłem, a cała Rada.
- Tak jest – zgodził się posłusznie. Ich woli nie mógł się sprzeciwić. A po drugie to jego kara, więc sam jest sobie winny.
- Idź się przygotować – rozkazał – I masz wykonać to zlecenie jak każde inne.
- Tak jest – powtórzył, wstając z krzesła. Sięgnął po koperty. W jednej były wszystkie informacje na temat nastolatka, a w drugiej jego nowa tożsamość.
- Budżet masz nieograniczony – dodał nim syn wyszedł z biura – Baw się dobrze, synu!- nie mógł się powstrzymać przed sarkazmem. Dobrze wiedział jak bardzo zezłości go to zdanie.
- Dziękuje, ojcze – odpowiedział tym samym, wychodząc z pomieszczenia – Zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni – warknął pod nosem, idąc do swoich podwładnych. Musi się na kimś wyżyć. A żywy worek treningowy jest najlepszy.
           

                      


    OooO


Miku Nao 암 - Tak to jest Kevin z U - Kiss :)

2 komentarze:

  1. Kevin, KEvin, Kevin *1*
    Umieram!
    Przypuszczam, że go nie zabije, nie?
    I przepraszam, że nie komentowałam :c
    Egzaminy miałam, musiałam się przygotowywać. ale teraz nadrabiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wykonał zadania, ciekawe co jest teraz od niego oczekiwane, i co z tym chłopakiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń