poniedziałek, 14 marca 2016

*2*




***
**
*

- To było niepotrzebne – usłyszał męski gruby głos za sobą. Iwao przystanął, nie odwracając się poczekał na ojca. Dopiero, gdy się zrównali ruszył w wybranym kierunku – Zostanie zwołane zebranie w związku z tym, co się wydarzyło – pan Sawyer nigdy nie troszczył się o swojego syna. On tylko wymagał od niego jak najlepszych wyników w nauce i w szkoleniach. Rozmawiając z nim za dziecka, nastolatka czy tak jak teraz dorosłego, przechodził od razu do celu rozmowy.
I, choć nie pochwalił go osobiście, to był z niego dumny. Dumny, że jego syn jest człowiekiem pozbawionym uczuć. A człowiek pozbawiony uczuć to doskonały zabójca.
- Nie będę nad nim ubolewać – odpowiedział. Ich ton głosu nie różnił się. Oba tak samo zimne i puste. Dokładnie takie, jakie ich uczyli – Pluje sobie w brodę, że nie zrobiłem tego wcześniej – oboje zatrzymali się przy wyjściu z zamku. Iwao odwrócił się w stronę ojca, i pierwszy raz dzisiaj na niego spojrzał. Tak bardzo się różnili. Nie wzrostem, co wyglądem. Iwao odziedziczył po matce delikatne rysy, lecz męskie po ojcu. Ten zaś miał szerokie kości szczęki. Duży orli nos, który wyglądał jakby nachodził na wąskie usta. Duże czoło wydawało się jeszcze większe przez zakola, a w oczy rzucały się brwi. Te wyglądały jak jedna duża. Tak, dziękował matce, której nie pamięta, że to po niej ma więcej z wyglądu niż z ojca – Powinni być wdzięczni, że nie wypatroszyłem go jak psa. Uwierz, że to bardziej by mnie usatysfakcjonowało – w to akurat wierzył mu. Kilkakrotnie czytał raporty z jego misji, i niektóre… Były wręcz bestialskie. Tak zabijał tych, którzy próbowali się bronić. Nie za pomocą pieniędzy, a siły. Wszystkich zmylała jego smukła sylwetka, którą podkreślał czarny garnitur. Przekonywali się o swoim błędnym założeniu wraz z pierwszym uderzeniem.
- Pokłonów ci składać nie będą – syknął na syna, mrużąc groźnie oczy.
- Oczywiście, że nie – zgodził się z ojcem. Cała jego złość wyparowała, gdy wyżył się na chłopaku. Teraz mógł spokojnie, a raczej udawać, porozmawiać – Więc czego mam się spodziewać? Zdegradowania?- parsknął kpiąco, a niema odpowiedź w postaci wściekłego spojrzenia, przystopowała go – Wiesz tak samo jak ja, że nic z tym nie zrobią, ojcze. I nie tylko, dlatego, że jestem twoim synem, ale i dlatego, że dziadek zgadza się na karanie za niesubordynację – rzekł pewniejszym głosem, strącając się za bardzo nie wywyższać, zwłaszcza przy ojcu. Mógł pozwalać sobie na to przy innych, ale nie w obecności rady i rodziny. To właśnie oni wymagali, aby okazywać im szacunek i respekt.
- Masz rację – podszedł do pierworodnego tak, blisko, że stykali się nosami – Ale nie zapominaj, że nadal nam podlegasz, i chcemy wiedzieć o wszystkim. I pamiętaj, że to my decydujemy o wszystkim – upomniał syna za działanie na własną rękę – Poniesiesz konsekwencje swojej decyzji – skończywszy, cofnął się krok, i niespodziewanie spoliczkował go. Głowa Iwao odleciała w bok, i pozbieranie się zajęło mu ledwo sekundę, tylko bystre oko mężczyzny zauważyło cień bólu. Gdy uniósł wzrok na ojca, twarz była pusta, i tylko czerwony ślad dłoni na niej był dowodem silnego uderzenia.
- Tak jest – odparł, ulegle opuszczając głowę. Nie podniósł jej, póki nie zobaczył kątem oka jak odchodzi, zostawiając go samego. Odetchnął głośno, i potarł piekący policzek, gdy echo kroków zniknęło wraz z jego ojcem.

***
Nie udał się prosto na boisko. Pozwolił swoim podopiecznym cierpieć dłużej niż powinni. Biada temu, który zlekceważył jego rozkaz, i przestał biegać. Musiał jakoś pozbyć się śladu z policzka, dlatego też udał się do swojej sypialni. Tam udał się do łazienki, i odkręcił zimną wodę. Dopiero wtedy spojrzał w swoje odbicie. Zaczerwienienie robiło się już lekko fioletowe.
- Pięknie! Po prostu, kurwa, pięknie!- rzucił sam do siebie, sięgając po biały ręcznik. Zmoczył go w lodowatej wodzie. Po wykręceniu z niego nadmiernej ilości wody, przyłożył do policzka. Wyszedł z łazienki, słysząc pukanie.
- Czego?- warknął, otwierając drzwi. Przed nimi stał młody chłopak. Na oko wyglądający na piętnaście lat. Przez brak smykałki do zabijania i niskich wyników w nauce jak i walce, został przydzielony do Iwao, jako służący – A to ty. Wchodź – dodał formalnym głosem, wracając w głąb sypialni. Był i jest to jedyny chłopak, którego Iwao traktuje jak… Człowieka. A to tylko, dlatego, że chłopak wygląda niemal jak dziewczyna. Długie blond włosy za łopatki potrafiły zmylić niejednego zabójcę w zamku.
- Cześć – odpowiedział, uśmiechając się do Iwao. Gdy przydzielono go właśnie do niego, bał się tak bardzo, że w tamtej chwili wolał, aby go zabito lub popełnić samobójstwo. Nasłuchał się na jego temat i śmierć wydawała się najlepszym wyjściem. Owszem Iwao na początku był tak lodowaty i twardy jak góra lodowa, lecz z czasem przyzwyczaił się do niego, i pozwolił mu mówić do siebie na ty, gdy będą sami. Tak jak teraz. Dziś cieszył się, że to do Iwao trafił.
- Co masz dla mnie?- wystawił wolną dłoń do młodszego.
- Przysłał mnie twój dziadek – podał mu czarne koperty, co znaczyło, że są to zlecenia dla jego podopiecznych. Rzucił chłopakowi ręcznik – Zmocz go lodowatą wodą – rozkazał, wyciągając zawartość jednej z kopert, a resztę położył na stoliku.
- Może przyniosę lodu?- zaproponował tylko po to by poinformować o powodzie wyjścia z pokoju.
Iwao oderwał wzrok z dokumentów, patrząc kpiąco na chłopaka. Uniósł brwi, widząc jak ten miętosząc ręcznik w dłoniach, buja się na pietach.
- I stoisz tu, bo?- gdy zauważył pojawiające się rumieńce, uśmiechnął się kącikiem ust.
- Eee…- zaciął się, drapiąc po karku.
- Nie wysilaj się nad odpowiedzią, bo obawiam się, że może ci to zająć wieczność – wrócił do zapoznania się z informacjami – A w mojej profesji mogę nie dożyć trzydziestki.
- To zaraz wracam.
Iwao zapoznał się z każdym zleceniem nim chłopak wrócił z kostkami lodu, zawiniętymi w ręcznik. Odchylił głowę na oparcie fotela, i pozwolił, aby to młodszy przyłożył okład do policzka. Aż przymknął oczy, gdy zimno złagodziło pulsowanie i ból.
- Dobrze, że już wróciłeś – przerwał milczenie nastolatek.
Iwao otworzył jedno oko, przyglądając się mu przenikliwie. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że piegi z jednej strony zniknęły. Wyrwał mu ręcznik, rozsypując wkoło kostki lodu, i mokrym miejscem, przetarł jego twarz. Zerwał się na nogi, gdy zobaczył podbite oko. Ktoś musiał go uderzyć, gdy był na misji, bo inaczej nie ukryłby siniaka pod pudrem.
- Kto?- aż krew się w nim zagotowała, widząc ślady pobicia.
- Jak ci powiem, to urządzi mnie jeszcze gorzej – szepnął wystraszony, pochylając głowę. Co mu do łba strzeliło wyskakując z czymś takim? Mógł siedzieć cicho!
- Nie wkurwiaj mnie!- złapał go za włosy, unosząc głowę. Chłopak syknął z bólu – Mów, kto ci to, kurwa mać, zrobił, albo poczujesz moją złość na sobie!- zagroził. Pchnął go mocno, ten próbując złapać równowagę, zahaczył o nogę, lądując na plecach. Nie chciał wracać do tego, co było wcześniej. Gdy bił chłopaka za wszystko i za nic. Tyle czasu minęło od ostatniego uderzenia, a ten zamiast strać się równie mocno, co on, to go prowokuje. Podszedł do chłopaka, pochylił się, i złapał go za szyję. W ten sposób postawił go na nogach – Mam ci przypomnieć, że nie masz prawa mi się sprzeciwiać?- twarz nastolatka z braku tlenu robiła się niemal fioletowa, a bezwładne ze strachu ciało zaczęło się rzucać, walcząc o powietrze. W momencie, gdy oczy chłopaka robiły się czerwone, uścisk na jego szyj zelżał. Kaszląc, łapał głębokie, łapczywe oddechy.
- MacMillan – wychrypiał. Opadł na kolana, gdy mężczyzna go puścił.
- Masz tu siedzieć – rozkazał.
Iwao nie szukał mężczyzny długo. Tak się składało, że pokoje mieli na tym samym piętrze. Ten facet testował jego nerwy od dłuższego czasu, i dziś wszystkie puściły. Tak jak zamek w drzwiach, które kopnął.
- Popierdoliło cię Sawyer?!- krzyknął, wstając z fotela przy biurku.
Iwao wykorzystał szok mężczyzny zadając pierwszy cios. Nie powalił go na łopatki tak jak zabójców z niebieskim czy czarnym krawatem. MacMillan miał czerwony, i był równie dobrym zabójcą, co Iwao. Jednak nie dorastał mu do pięt. Uchylił się, unikając uderzenia. Sam wyprowadził prawy sierpowy, waląc przeciwnika w żebra. Uderzając w nie, ścinało zawodnika z nóg, bo uderzenie w to miejsce odbierało cały oddech. Walka była na niemal równym poziomie. Iwao przeleciał przez pokój, gdy został kopnięty z wyskoku. Przeturlał się na bok, gdy przeciwnik chciał kopnąć go w twarz. Szybko wstał od razu blokując następny cios. Złapał go za rękę, wykręcając ją. Z kolanka kopnął go dwa razy w brzuch, po czym odepchnął go, i z łokcia uderzył go w twarz. Bez zastanowienia, zrobił półobrót i kopnął go w klatkę. MacMillan cofnął się kilka kroków, tracąc lekko kontakt z rzeczywistością. Na to Iwao czekał. Brak świadomości działał na jego korzyść. Podniósł z podłogi kawałek drewna, pozostałości po krzesełku, i przyłożył mu nim w kolana z tyłu. Te pod siłą uderzenia ugięły się, i uklęknął przed Iwao. Odrzucił nogę od krzesła na bok. Złapał go za przód koszuli, i uderzał raz po raz w twarz, póki z warg, i rozwalonego łuku brwiowego nie zaczęła lecieć krew.
- Tknij go jeszcze raz, a ukręcę ci łeb – niczego nie uwielbiał jak siać strach u innych. Tylko to upewniało go w tym, że jest doskonały w tym, co robi. Zobaczywszy lęk i panikę w jego oczach, puścił go. Zrobił trzy kroki w tył, wyciągając pistolet z kabury. Załadował, odbezpieczył, a następnie podszedł do łóżka, i wziął z niego czarną poduszkę. Przyłożył ją do prawego ramienia MacMillana, przystawił do niej pistolet i strzelił. Tak jak się spodziewał nie usłyszał krzyku, twarzy nie wykrzywił grymas bólu. Widział wszystko w jego oczach – To mnie upewni, że nie tkniesz go, gdy mnie nie będzie. A to…- zamachnął się, i uderzył go spodem pistoletu w bok twarzy – za wkurwienie mnie.
Po powrocie do pokoju chłopak siedział skulony w kącie, łkając. Ściągnął marynarkę, poluzował krawat, po czym go odrzucił na fotel, a koszulą, brudną od krwi, rzucił w chłopaka.
- Nie rycz tylko przyszykuj mi czystą koszulę, i przynieś do łazienki – polecił chłodniejszym głosem niż zazwyczaj, gdy się do niego zwracał. Nadal wrzało w nim, po tym jak dowiedział się, że jego służący jest bity przez innego zabójcę. Gorsze było to, że dowiedział się przez przypadek. Mu nic nie umyka!
W łazience nastolatek z szafki wyciągnął apteczkę, i pomógł swojemu panu opatrzyć rany. Nie było ich dużo, bo tylko w kącikach ust lub na policzku od środka, gdy go przegryzł.
- Panie…- zaczął potulnym głosem – jesteś pewny, że nic mi nie grozi z jego strony?
- Spakuj moje rzeczy na tydzień – odepchnął go, będąc nadal zły na młodszego – Masz wszystko przygotować na osiemnastą – podszedł do wieszaka, na którym wisiała biała koszula. Ubrał ją, odwracając się do tafli lustra. Udawał, że nie widzi pełnego przerażenia spojrzenia. Zapinał powoli guziki, trzymając go w niepewności. Mógł powiedzieć, że nie ma się, czego bać, bo, owszem, załatwił to tak jak trzeba, ale nie miał takiego zamiaru, jeszcze. Niech posra się w gacie ze strachu po tym jak ukrywał tak ważną rzecz – Krawat – wystawił dłoń po żądaną rzecz.
- Wy-Wyjeżdżasz, panie?- zapytał przerażonym głosem.
- Nie zadawaj głupich pytań – skarcił chłopaka, fachowo wiążąc krawat – Jeśli nie chcesz dodatkowych obrażeń na swoim ciele, rób co ci, kurwa, karze!

***

Nie szczególnie śpieszyło mu się na boisko. Przez wydarzenia sprzed piętnastu minut, zabójcy biegali ciut dłużej niż miał w planach. Idąc do nich, trzymał koperty dla swoich uczniów. Jak góra decydowała, którego wyślą z czerwonym krawatem, tak do niego należała decyzja, kogo wyśle z czarnym. W swojej grupie miał piętnastu zawodowych, lecz niewyśmienitych zabójców. To do niego należało, aby stali się perfekcyjni. I tu pojawiał się problem. Nie miał ich jak doskonalić skoro większość czasu spędzał poza zamkiem niż w nim. Tak jak teraz. Rozdzieli zadania, i będzie musiał iść przygotować się do wykonania zadania. Nie miał czasu dla siebie, więc skąd miał wziąć go dla nich?
Młodzi zabójcy byli podzieleni na grupy, biegając. Na przodzie biegli ci silni i wytrzymali fizycznie. A na końcu słabsi, lecz zdolniejsi umysłowo. Iwao nie raz miał problem z wybraniem kogo wysłać. W jednych misjach potrzebna była siła jak i strategia, a w innych jedno z nich. Trzy misje, które otrzymali wymagały oby tych umiejętności, dlatego też postanowił, że wyśle po dwóch na jedno zlecenie. Tak. To dobry pomysł, bo nie będzie musiał się obawiać, że coś spierdolą, a to nie będzie uprzykrzać mu głowy wykonując swoje zadanie.

- Wszyscy do mnie!- zawołał ich. Nie krzyczał, że mają się pośpieszyć, bo biegali od dwóch godzin, więc da im czasu ile potrzebują – Siedemset osiem i czterysta dwa… Pięćset osiemdziesiąt osiem i siedemdziesiąt trzy… Oraz trzysta siedemdziesiąt dwa i dwieście trzynaście, wystąpić – wymienił po kolei numery, i wręczył im czarne koperty – Po moim powrocie chce raporty na biurku.

2 komentarze:

  1. Wow. Yey ;)cudownie
    Nie mogłabym się doczekać
    Ach ta złość ivao :)/��normalnie jest cudowny :))
    Rozdział Supcio
    Nie mogę się doczekać kolejnego
    Pozdrawiam i życzę weny
    Ayami

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och, Isao jest bardzo wkurzony, lepiej bomnie drażnić, a ten chłopak szkoda mi go, gdyby nie ukrywał tego, może byłoby inaczej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń