- To było niepotrzebne – usłyszał męski
gruby głos za sobą. Iwao przystanął, nie odwracając się poczekał na ojca.
Dopiero, gdy się zrównali ruszył w wybranym kierunku – Zostanie zwołane
zebranie w związku z tym, co się wydarzyło – pan Sawyer nigdy nie troszczył się
o swojego syna. On tylko wymagał od niego jak najlepszych wyników w nauce i w szkoleniach.
Rozmawiając z nim za dziecka, nastolatka czy tak jak teraz dorosłego,
przechodził od razu do celu rozmowy.
I, choć nie pochwalił go osobiście, to był z niego dumny. Dumny, że jego syn jest człowiekiem pozbawionym uczuć. A człowiek pozbawiony uczuć to doskonały zabójca.
I, choć nie pochwalił go osobiście, to był z niego dumny. Dumny, że jego syn jest człowiekiem pozbawionym uczuć. A człowiek pozbawiony uczuć to doskonały zabójca.
- Nie będę nad nim ubolewać –
odpowiedział. Ich ton głosu nie różnił się. Oba tak samo zimne i puste.
Dokładnie takie, jakie ich uczyli – Pluje sobie w brodę, że nie zrobiłem tego
wcześniej – oboje zatrzymali się przy wyjściu z zamku. Iwao odwrócił się w
stronę ojca, i pierwszy raz dzisiaj na niego spojrzał. Tak bardzo się różnili.
Nie wzrostem, co wyglądem. Iwao odziedziczył po matce delikatne rysy, lecz
męskie po ojcu. Ten zaś miał szerokie kości szczęki. Duży orli nos, który
wyglądał jakby nachodził na wąskie usta. Duże czoło wydawało się jeszcze
większe przez zakola, a w oczy rzucały się brwi. Te wyglądały jak jedna duża. Tak,
dziękował matce, której nie pamięta, że to po niej ma więcej z wyglądu niż z
ojca – Powinni być wdzięczni, że nie wypatroszyłem go jak psa. Uwierz, że to
bardziej by mnie usatysfakcjonowało – w to akurat wierzył mu. Kilkakrotnie
czytał raporty z jego misji, i niektóre… Były wręcz bestialskie. Tak zabijał
tych, którzy próbowali się bronić. Nie za pomocą pieniędzy, a siły. Wszystkich
zmylała jego smukła sylwetka, którą podkreślał czarny garnitur. Przekonywali
się o swoim błędnym założeniu wraz z pierwszym uderzeniem.
- Pokłonów ci składać nie będą – syknął na
syna, mrużąc groźnie oczy.
- Oczywiście, że nie – zgodził się z
ojcem. Cała jego złość wyparowała, gdy wyżył się na chłopaku. Teraz mógł
spokojnie, a raczej udawać, porozmawiać – Więc czego mam się spodziewać?
Zdegradowania?- parsknął kpiąco, a niema odpowiedź w postaci wściekłego
spojrzenia, przystopowała go – Wiesz tak samo jak ja, że nic z tym nie zrobią,
ojcze. I nie tylko, dlatego, że jestem twoim synem, ale i dlatego, że dziadek zgadza
się na karanie za niesubordynację – rzekł pewniejszym głosem, strącając się za
bardzo nie wywyższać, zwłaszcza przy ojcu. Mógł pozwalać sobie na to przy
innych, ale nie w obecności rady i rodziny. To właśnie oni wymagali, aby
okazywać im szacunek i respekt.
- Masz rację – podszedł do pierworodnego tak,
blisko, że stykali się nosami – Ale nie zapominaj, że nadal nam podlegasz, i
chcemy wiedzieć o wszystkim. I pamiętaj, że to my decydujemy o wszystkim –
upomniał syna za działanie na własną rękę – Poniesiesz konsekwencje swojej
decyzji – skończywszy, cofnął się krok, i niespodziewanie spoliczkował go. Głowa
Iwao odleciała w bok, i pozbieranie się zajęło mu ledwo sekundę, tylko bystre
oko mężczyzny zauważyło cień bólu. Gdy uniósł wzrok na ojca, twarz była pusta,
i tylko czerwony ślad dłoni na niej był dowodem silnego uderzenia.
- Tak jest – odparł, ulegle opuszczając
głowę. Nie podniósł jej, póki nie zobaczył kątem oka jak odchodzi, zostawiając go
samego. Odetchnął głośno, i potarł piekący policzek, gdy echo kroków zniknęło wraz
z jego ojcem.
***
Nie udał się prosto na boisko. Pozwolił
swoim podopiecznym cierpieć dłużej niż powinni. Biada temu, który zlekceważył
jego rozkaz, i przestał biegać. Musiał jakoś pozbyć się śladu z policzka,
dlatego też udał się do swojej sypialni. Tam udał się do łazienki, i odkręcił
zimną wodę. Dopiero wtedy spojrzał w swoje odbicie. Zaczerwienienie robiło się
już lekko fioletowe.
- Pięknie! Po prostu, kurwa, pięknie!-
rzucił sam do siebie, sięgając po biały ręcznik. Zmoczył go w lodowatej wodzie.
Po wykręceniu z niego nadmiernej ilości wody, przyłożył do policzka. Wyszedł z
łazienki, słysząc pukanie.
- Czego?- warknął, otwierając drzwi. Przed
nimi stał młody chłopak. Na oko wyglądający na piętnaście lat. Przez brak smykałki
do zabijania i niskich wyników w nauce jak i walce, został przydzielony do Iwao,
jako służący – A to ty. Wchodź – dodał formalnym głosem, wracając w głąb
sypialni. Był i jest to jedyny chłopak, którego Iwao traktuje jak… Człowieka. A
to tylko, dlatego, że chłopak wygląda niemal jak dziewczyna. Długie blond włosy
za łopatki potrafiły zmylić niejednego zabójcę w zamku.
- Cześć – odpowiedział, uśmiechając się do
Iwao. Gdy przydzielono go właśnie do niego, bał się tak bardzo, że w tamtej
chwili wolał, aby go zabito lub popełnić samobójstwo. Nasłuchał się na jego
temat i śmierć wydawała się najlepszym wyjściem. Owszem Iwao na początku był
tak lodowaty i twardy jak góra lodowa, lecz z czasem przyzwyczaił się do niego,
i pozwolił mu mówić do siebie na ty, gdy będą sami. Tak jak teraz. Dziś cieszył
się, że to do Iwao trafił.
- Co masz dla mnie?- wystawił wolną dłoń
do młodszego.
- Przysłał mnie twój dziadek – podał mu
czarne koperty, co znaczyło, że są to zlecenia dla jego podopiecznych. Rzucił
chłopakowi ręcznik – Zmocz go lodowatą wodą – rozkazał, wyciągając zawartość
jednej z kopert, a resztę położył na stoliku.
- Może przyniosę lodu?- zaproponował tylko
po to by poinformować o powodzie wyjścia z pokoju.
Iwao oderwał wzrok z dokumentów, patrząc
kpiąco na chłopaka. Uniósł brwi, widząc jak ten miętosząc ręcznik w dłoniach, buja
się na pietach.
- I stoisz tu, bo?- gdy zauważył pojawiające
się rumieńce, uśmiechnął się kącikiem ust.
- Eee…- zaciął się, drapiąc po karku.
- Nie wysilaj się nad odpowiedzią, bo
obawiam się, że może ci to zająć wieczność – wrócił do zapoznania się z
informacjami – A w mojej profesji mogę nie dożyć trzydziestki.
- To zaraz wracam.
Iwao zapoznał się z każdym zleceniem nim
chłopak wrócił z kostkami lodu, zawiniętymi w ręcznik. Odchylił głowę na
oparcie fotela, i pozwolił, aby to młodszy przyłożył okład do policzka. Aż
przymknął oczy, gdy zimno złagodziło pulsowanie i ból.
- Dobrze, że już wróciłeś – przerwał
milczenie nastolatek.
Iwao otworzył jedno oko, przyglądając się mu
przenikliwie. Dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że piegi z jednej
strony zniknęły. Wyrwał mu ręcznik, rozsypując wkoło kostki lodu, i mokrym
miejscem, przetarł jego twarz. Zerwał się na nogi, gdy zobaczył podbite oko.
Ktoś musiał go uderzyć, gdy był na misji, bo inaczej nie ukryłby siniaka pod
pudrem.
- Kto?- aż krew się w nim zagotowała,
widząc ślady pobicia.
- Jak ci powiem, to urządzi mnie jeszcze
gorzej – szepnął wystraszony, pochylając głowę. Co mu do łba strzeliło
wyskakując z czymś takim? Mógł siedzieć cicho!
- Nie wkurwiaj mnie!- złapał go za włosy,
unosząc głowę. Chłopak syknął z bólu – Mów, kto ci to, kurwa mać, zrobił, albo
poczujesz moją złość na sobie!- zagroził. Pchnął go mocno, ten próbując złapać
równowagę, zahaczył o nogę, lądując na plecach. Nie chciał wracać do tego, co
było wcześniej. Gdy bił chłopaka za wszystko i za nic. Tyle czasu minęło od
ostatniego uderzenia, a ten zamiast strać się równie mocno, co on, to go
prowokuje. Podszedł do chłopaka, pochylił się, i złapał go za szyję. W ten
sposób postawił go na nogach – Mam ci przypomnieć, że nie masz prawa mi się
sprzeciwiać?- twarz nastolatka z braku tlenu robiła się niemal fioletowa, a
bezwładne ze strachu ciało zaczęło się rzucać, walcząc o powietrze. W momencie,
gdy oczy chłopaka robiły się czerwone, uścisk na jego szyj zelżał. Kaszląc,
łapał głębokie, łapczywe oddechy.
- MacMillan – wychrypiał. Opadł na kolana,
gdy mężczyzna go puścił.
- Masz tu siedzieć – rozkazał.
Iwao nie szukał mężczyzny długo. Tak się
składało, że pokoje mieli na tym samym piętrze. Ten facet testował jego nerwy
od dłuższego czasu, i dziś wszystkie puściły. Tak jak zamek w drzwiach, które
kopnął.
- Popierdoliło cię Sawyer?!- krzyknął,
wstając z fotela przy biurku.
Iwao wykorzystał szok mężczyzny zadając pierwszy
cios. Nie powalił go na łopatki tak jak zabójców z niebieskim czy czarnym
krawatem. MacMillan miał czerwony, i był równie dobrym zabójcą, co Iwao. Jednak
nie dorastał mu do pięt. Uchylił się, unikając uderzenia. Sam wyprowadził prawy
sierpowy, waląc przeciwnika w żebra. Uderzając w nie, ścinało zawodnika z nóg,
bo uderzenie w to miejsce odbierało cały oddech. Walka była na niemal równym
poziomie. Iwao przeleciał przez pokój, gdy został kopnięty z wyskoku. Przeturlał
się na bok, gdy przeciwnik chciał kopnąć go w twarz. Szybko wstał od razu blokując
następny cios. Złapał go za rękę, wykręcając ją. Z kolanka kopnął go dwa razy w
brzuch, po czym odepchnął go, i z łokcia uderzył go w twarz. Bez zastanowienia,
zrobił półobrót i kopnął go w klatkę. MacMillan cofnął się kilka kroków, tracąc
lekko kontakt z rzeczywistością. Na to Iwao czekał. Brak świadomości działał na
jego korzyść. Podniósł z podłogi kawałek drewna, pozostałości po krzesełku, i
przyłożył mu nim w kolana z tyłu. Te pod siłą uderzenia ugięły się, i uklęknął
przed Iwao. Odrzucił nogę od krzesła na bok. Złapał go za przód koszuli, i
uderzał raz po raz w twarz, póki z warg, i rozwalonego łuku brwiowego nie zaczęła
lecieć krew.
- Tknij go jeszcze raz, a ukręcę ci łeb –
niczego nie uwielbiał jak siać strach u innych. Tylko to upewniało go w tym, że
jest doskonały w tym, co robi. Zobaczywszy lęk i panikę w jego oczach, puścił
go. Zrobił trzy kroki w tył, wyciągając pistolet z kabury. Załadował, odbezpieczył,
a następnie podszedł do łóżka, i wziął z niego czarną poduszkę. Przyłożył ją do
prawego ramienia MacMillana, przystawił do niej pistolet i strzelił. Tak jak się
spodziewał nie usłyszał krzyku, twarzy nie wykrzywił grymas bólu. Widział
wszystko w jego oczach – To mnie upewni, że nie tkniesz go, gdy mnie nie będzie. A to…- zamachnął się, i uderzył go spodem pistoletu w bok twarzy – za wkurwienie
mnie.
Po powrocie do pokoju chłopak siedział
skulony w kącie, łkając. Ściągnął marynarkę, poluzował krawat, po czym go
odrzucił na fotel, a koszulą, brudną od krwi, rzucił w chłopaka.
- Nie rycz tylko przyszykuj mi czystą
koszulę, i przynieś do łazienki – polecił chłodniejszym głosem niż zazwyczaj,
gdy się do niego zwracał. Nadal wrzało w nim, po tym jak dowiedział się, że
jego służący jest bity przez innego zabójcę. Gorsze było to, że dowiedział się przez
przypadek. Mu nic nie umyka!
W łazience nastolatek z szafki wyciągnął
apteczkę, i pomógł swojemu panu opatrzyć rany. Nie było ich dużo, bo tylko w
kącikach ust lub na policzku od środka, gdy go przegryzł.
- Panie…- zaczął potulnym głosem – jesteś pewny,
że nic mi nie grozi z jego strony?
- Spakuj moje rzeczy na tydzień – odepchnął go, będąc
nadal zły na młodszego – Masz wszystko przygotować na osiemnastą – podszedł do
wieszaka, na którym wisiała biała koszula. Ubrał ją, odwracając się do tafli
lustra. Udawał, że nie widzi pełnego przerażenia spojrzenia. Zapinał powoli
guziki, trzymając go w niepewności. Mógł powiedzieć, że nie ma się, czego bać,
bo, owszem, załatwił to tak jak trzeba, ale nie miał takiego zamiaru, jeszcze. Niech
posra się w gacie ze strachu po tym jak ukrywał tak ważną rzecz – Krawat –
wystawił dłoń po żądaną rzecz.
- Wy-Wyjeżdżasz, panie?- zapytał
przerażonym głosem.
- Nie zadawaj głupich pytań – skarcił chłopaka,
fachowo wiążąc krawat – Jeśli nie chcesz dodatkowych obrażeń na swoim ciele, rób
co ci, kurwa, karze!
***
Nie szczególnie śpieszyło mu się na
boisko. Przez wydarzenia sprzed piętnastu minut, zabójcy biegali ciut dłużej
niż miał w planach. Idąc do nich, trzymał koperty dla swoich uczniów. Jak góra
decydowała, którego wyślą z czerwonym krawatem, tak do niego należała decyzja,
kogo wyśle z czarnym. W swojej grupie miał piętnastu zawodowych, lecz
niewyśmienitych zabójców. To do niego należało, aby stali się perfekcyjni. I tu
pojawiał się problem. Nie miał ich jak doskonalić skoro większość czasu spędzał
poza zamkiem niż w nim. Tak jak teraz. Rozdzieli zadania, i będzie musiał iść
przygotować się do wykonania zadania. Nie miał czasu dla siebie, więc skąd miał
wziąć go dla nich?
Młodzi zabójcy byli podzieleni na grupy,
biegając. Na przodzie biegli ci silni i wytrzymali fizycznie. A na końcu słabsi,
lecz zdolniejsi umysłowo. Iwao nie raz miał problem z wybraniem kogo wysłać. W
jednych misjach potrzebna była siła jak i strategia, a w innych jedno z nich.
Trzy misje, które otrzymali wymagały oby tych umiejętności, dlatego też postanowił,
że wyśle po dwóch na jedno zlecenie. Tak. To dobry pomysł, bo nie będzie musiał
się obawiać, że coś spierdolą, a to nie będzie uprzykrzać mu głowy wykonując
swoje zadanie.
- Wszyscy do mnie!- zawołał ich. Nie
krzyczał, że mają się pośpieszyć, bo biegali od dwóch godzin, więc da im czasu
ile potrzebują – Siedemset osiem i czterysta dwa… Pięćset osiemdziesiąt osiem i
siedemdziesiąt trzy… Oraz trzysta siedemdziesiąt dwa i dwieście trzynaście,
wystąpić – wymienił po kolei numery, i wręczył im czarne koperty – Po moim powrocie
chce raporty na biurku.
Wow. Yey ;)cudownie
OdpowiedzUsuńNie mogłabym się doczekać
Ach ta złość ivao :)/��normalnie jest cudowny :))
Rozdział Supcio
Nie mogę się doczekać kolejnego
Pozdrawiam i życzę weny
Ayami
Hej,
OdpowiedzUsuńoch, Isao jest bardzo wkurzony, lepiej bomnie drażnić, a ten chłopak szkoda mi go, gdyby nie ukrywał tego, może byłoby inaczej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia