***
**
*
-
Skoro Woo…- Zamknął drzwi za nastolatkiem, który ważył się go zlekceważył w
obecności innych uczniów. Koledzy i koleżanki z klasy zapłacą za jego głupotę –
zrezygnował z udziału z dzisiejszej lekcji, wyciągnijcie kartki.- rozkazał,
biorąc książkę z pierwszej lepszej ławki. Przekartkował ją, aby znaleźć
ostatnie przerabiane tematy.
Iwao nie zamierzał babrać rąk kredą to też podyktował im zadania. Wybrał
te najtrudniejsze. Nie może, za bardzo, wyżyć się na chłopaku to na tych
bezmyślnych dzieciakach to zrobi.
Stanął na końcu sali, by z jej końca obserwować uczniów. Ci zawzięcie
coś pisali i skreślali. Po chwili o nich zapomniał, a jego myśli zajęła osoba
Woo.
Szczerze to mu ulżyło, bo właśnie takiej
reakcji oczekiwał. Nie bez powodu odpowiedział na pytanie. Gdy chłopak wybiegł, upewnił się, że zadanie zostało ukończone.
Ale czy chce, aby dobiegło końca?
Jego zadumę przerwał dzwonek oznajmiający koniec lekcji.
- Kartki zostawcie na biurku – polecił
swoim bezdusznym głosem, nie ruszając się z miejsca.
Z
ławki jako ostatni wyszedł Jonatan, chcąc zabrać po drodze plecak przyjaciela.
Gdy odłożył swoją kartkę na blat i chciał wziąć plecak Yoshiego odezwał się
nauczyciel.
- Zostaw go – dopiero teraz podszedł do
biurka, zagradzając mu zabranie własności chłopaka.- Jak będzie chciał go
odzyskać to wie gdzie go szukać. A teraz się wynoś – dodał, widząc wahanie w
jego oczach.
Jonatan nie chcąc podpaść nauczycielowi wybiegł z klasy.
Rozczarował się. Na przerwach siedział w
klasie, czekając na tego durnego chłopaka. Na darmo, bo ten się nie zjawił. Tak
samo jak nie zobaczył go przy samochodzie. Czyżby znów bawił się z nim „w kotka
i myszkę?”. Udusi go gołymi rękoma!
***
Jonatan szukał przyjaciela po całej szkole. Zaczął od sali prób chóru, a
skończył na boisku sportowym, gdzie przesiadywali po lekcjach. Była to głupota
z ich strony, bo „wchodzili do paszczy lwa”. Obrywali, niby przypadkiem, piłką
w głowę lub twarz. Olewali to tak samo jak zawodników.
Próbował dodzwonić się do Yoshi’ego, ale
ten na złość nie odbierał telefonów. Nie odpuści mu. Musi z nim porozmawiać!
Nie odejdzie do póki się nie dowie, co było powodem jego ucieczki.
Znalazł go, dopiero po godzinie, w parku.
Siedział pod drzewem z ukrytą twarzą w kolanach. Westchnął z ulgą widząc go
całego i zdrowego. Odrzucił swój plecak, siadając obok przyjaciela.
Yoshi szybko otarł mokra twarz. Nie popatrzył na Jonatana, by nie
zdradzić swoich zapłakanych oczu.
- Czemu płaczesz?-zapytał zmartwiony
Jonatan.
- Nie…
- Ta, nie płaczesz – wszedł mu w zdanie
lekko zdenerwowany kłamstwem przyjaciela.- Tylko ryczysz!
- Weź się odwal!- warknął na przyjaciela,
wstając na równe nogi.
Yoshi odszedł od niego kilka kroków, stając do niego plecami. Jeszcze
jego tu brakowało! Nie dość, że dowiedział się o odejściu Jacksona tym samym
straci go, to nie potrzebna mu, na dokładkę, kłótnia z Jonatanem.
- Co się z tobą dzieje, Yoshi?- zapytał, unosząc się z ziemi. Złapał przyjaciela za ramiona i odwrócił go w swoją
stronę.- Wcześniej mówiłeś mi wszystko.- powiedział z wyrzutem w głosie. Od
dawna chciał z nim o tym porozmawiać.-A teraz?- uciął sugestywnie.
- Może w końcu dorosłem, co!- odepchnął od
siebie Jonatana.
- I dziwnym zbiegiem okoliczności jest to,
że dorosłeś od pojawienia się Piły?- Jonatan mówił o nauczycielu matematyki.
Nazwali go tak nie tylko ze względu na to, że w nazwisku miał „Saw”, co
znaczyło piła, ale i przez jego ostry i bezwzględny charakter.
- Jackson nie ma nic z tym wspólnego!-
zdał sobie sprawę, jakie gafy popełnił, gdy zobaczył zszokowany wyraz twarzy
przyjaciela.
-
Od kiedy jesteście po imieniu?- spytał sceptycznie, marszcząc brwi.
- Daj se siana, Jon!- skończył temat
rozmowy, której nie chciał.
Nie miał zamiaru powiedzieć mu prawdy, ale kłamać też nie. Dlatego wolał
odejść. Biegł ile sił w nogach. Gdy o mało się nie przewrócił o wystający korzeń
drzewa zatrzymał się, zdając sobie sprawę, że zostawił przyjaciela samego. Jonatan
chciał mu tylko pomóc i porozmawiać, a on potraktował go jak wroga. W tej chwili
czuł się jak rozrywana, przez kłócące się siostry, szmaciana lalka. Jonatan
jest jego przyjacielem od dziecka. Jeśli go straci to tylko ze swojej winy. Jackson
i tak zniknie z jego życia, więc lepiej będzie, jeśli do niego wróci i porozmawiają
jak za dawnych lat. Przed pojawieniem się mężczyzny.
Wracając do przyjaciela, zastanawiał się jak ma mu powiedzieć o swojej
miłości do nauczyciela matematyki. Nie wiedział jak zareaguje na wieść, że jest
gejem.
Westchnął
głośno, odchylając gałęzie drzew. Jonatan stał w tym samym miejscu, patrząc
przed siebie nieobecnym wzrokiem. Wybudził go z otępienia, gdy stanął na suchą gałęź,
a ta pękła pod jego ciężarem. Uśmiechnął się do niego przepraszająco, na co
odpowiedział tym samym. Stanął przed przyjacielem, myśląc jak zacząć rozmowę.
- Ja…- urwał, zdając sobie sprawę jak
trudno przyznać się przed kimś o swojej orientacji.- Ja…- spróbował jeszcze
raz, lecz skutek był ten sam. Odwrócił się plecami do Jonatana, mając nadzieje,
że to jakoś ułatwi mu rozmowę, od której uciekał od miesięcy.
- Jestem twoim przyjacielem, Yoshi –
powiedział życzliwym głosem Jonatan.- Nie ważne, co powiesz.- dorzucił by dodać
mu otuchy i odwagi.
- Nie wiem, od czego zacząć, Jon – odparł Yoshi,
przeczesując włosy dłonią.- Jak mam to zrobić!- krzyknął w myślach, zły na siebie
za to jakim jest tchórzem.
- Czy ma to związek z Sawyer’em?- zapytał.
O dawna miał podejrzenia, że ten koleś maczał w tym wszystkim swoje łapska. Yoshi
zmienił się od pojawienia się mężczyzny w ich małym miasteczku.
- Tak – padła cicha odpowiedz z ust Yoshi’ego.
Przez myśli Jonatana przebiegły same najczarniejsze scenariusze. Nie
żeby specjalizował się w reżyserstwie. Ale czy można się temu dziwić? Mężczyzna
źle, choć to mało powiedziane, ich traktuje w szkole, na lekcjach, więc nic
dziwnego w tym, co sobie pomyślał.
- To?- ponaglił Yoshi’ego, który milczał
jak zaklęty.
- Ja go kocham, Jon – wyznał powód swojego
oddalenia się od niego.
- A już myślałem…- uciął, gdy zdał sobie
sens jego słów.- Że co proszę?- jego zszokowany głos przerwał ciszę, jaka
nastał między nimi.- Kochasz Sawyera?- tym razem jego głos ubarwiło
obrzydzenie.
- Tak – potwierdził swoje wcześniejsze
wyznanie. Domyślał się jak dalej potoczy się ich rozmowa.
- Jesteś pedałem?
Yoshi
słysząc jego obrzydzenie nie miał zamiaru patrzeć na jego twarz, która pewnie
wyrażała to, co jego głos. W odpowiedzi skinął głową. Bał się, że kolejny raz się
dziś popłacze, choć pewnie nie ostatni. Kolejnym powodem będzie strata
przyjaciela. Tylko tym razem będzie to jego wina i tego kim jest.
- Ja pierdolę!- odezwał się, gdy Yoshi nie
miał zamiaru odpowiedzieć.- Przez cały ten czas się o ciebie martwiłem, palancie!-
krzyknął zirytowany, podchodząc do przyjaciela.- Tylko na chuj?- odwrócił go w
swoją stronę. Nie przejął się jego oczyma pełnymi łez. Nie teraz, gdy złość
wrzała w nim tak bardzo, że miał wrażenie jakby gotowała się w nim krew.- Byś mógł
rozstawiać mu nogi za dobre oceny?- szydził z przyjaciela.
- Obrażaj mnie ile chcesz – odepchnął go
od siebie.- Tylko nikomu nie mów, proszę.- zaskomlał niczym szczeniak.
Jonatan nie zapewniając go o milczeniu, podszedł po plecak i odszedł.
***
Siedział
przy biurku, sprawdzając dzisiejsze kartkówki. Tak jak przewidział. Nikt jej nie
zaliczył. I po co on ich uczy, skoro i tak nic do nich nie dociera? Może
faktycznie lepiej, że nie długo skończy tą całą farsę? Wróci do tego, w czym
jest perfekcyjny?
Schodząc do kuchni z kartkami w ręku usłyszał ciche pukanie. Odrzucił
kartkówki na blat stołu, idąc otworzyć drzwi. Za nimi stał skruszony
nastolatek. Opuchnięte i czerwone oczy świadczyły o tym, że cały dzień
przepłakał.
- Chciałeś czegoś, Woo?- zapytał kpiąco,
zagradzając mu swoją sylwetką wejście do mieszkania.
- Ja, emm…- speszył się, widząc okrutny
wyraz twarzy.- Przyszedłem po plecak.
- Skąd pomysł, że jest on u mnie?- Iwao
przez chwile się wahał czy nie wpuścić go do środka. Złość jednak zawrzała w
nim, gdy przypomniał sobie o tym jak młodszy go zlekceważył przy innych. A to
niewybaczalny czyn.- Przypomnij mi, Woo. Czy nie w szkole go zostawiłeś?- kpiny
w jego głosie nie ubarwiło ciepło.
- Ale myślałem…- Yoshi od początku rozmowy
unikał patrzenia na nauczyciela, zwracając się do niego przepraszającym i
posłusznym głosem.
To działało na Iwao jak płachta na byka. Bo co sobie gówniarz myśli? Że
wybaczy mu każdy wybryk, nie okazanie szacunku, postawienie się mu, tak uległą
postawą?
- To źle myślałeś, Woo – przerwał ostro
chłopakowi.- Nie jestem twoim tragarzem.
- Dlaczego…- dopiero teraz Yoshi odważył
się unieść wzrok na mężczyznę, a nie tępo wpatrywać się w swoje czarne buty.-
Dlaczego mi nie powiedziałeś, że zamierzasz odejść?- cofnął się krok, gdy Iwao
złapał go za przód koszulki, zaciskając na niej pięść.
- Myślisz, że kim jesteś, Woo?- wysyczał
przez zaciśnięte zęby. Miał się szczeniakowi…tłumaczyć? Nie robił tego w
organizacji, a ma niby teraz? Żeby co? Wykonać misję? Wolałby sobie grób wykopać
będąc na muszce, nawet u tego imbecyla McMilana, niż spowiadać chłopakowi.
Ból jak zobaczył w oczach i na twarzy chłopaka spowodował kłucie w
klatce piersiowej zabójcy. Przez chwile miał wrażenie jakby ktoś właśnie wbił
mu tam nóż po samą rękojeść.
Yoshi zamrugał nie wierząc w to, co ujrzał. Co prawda ból w oczach
nauczyciela zniknął tak szybko jak się pojawił, ale… Zobaczył w nich PRAWDZIWE
uczucie.
- Że jestem nikim – odpowiedział łamiącym się
głosem. Depresja dała o sobie ponownie znać, gdy przypomniał sobie o tym, co
dziś usłyszał od Jacksona. Rozmowę z Jonatanem. A powiedział, że nie ważne co powie będą przyjaciółmi! Kolejne kroki oddzieliły go od
mężczyzny, którego kocha, gdy ten go puścił.- Wszyscy traktują mnie jak śmiecia…
- Woo…- wszedł w zdanie nastolatkowi, ukrywając
zaskoczenie po jego wypowiedzi.- O czym ty do, kurwy nędzy, mówisz?- dokończył,
zaciskając pięść na klamce. Czy naprawdę przejął się tym, co chłopak o sobie
myśli?
- Czuję się…- cichy szloch wyrwał mu się z
gardła, przerywając wypowiedź – jak śmieć, którym wszyscy poniewierają zamiast
wrzucić do śmietnika!- dokończył, kiedy uspokoił się i opanował swoje rozchwianie
emocjonalne.
Iwao bez słowa wciągnął go do mieszkania, zamykając drzwi i oparł
szczupłe ciało o ścianę. Pochylił się, aby spojrzeć w oczy, w które uwielbiał
patrzeć i robił wszystko, aby byłe szczęśliwe. Pomijając to jak sam wiele razy
dał mu powód, aby były pełne łez i smutku.
Na to nie mógł wiele poradzić. Został wychowany na bezlitosnego i
bezdusznego zabójcę. Był jak demon. Siał strach i zgrozę tam gdzie się pojawiał,
i sprawiało mu to przyjemność.
- Pomyśl tak jeszcze raz…- złapał w dłonie
młodą twarz – a przysięgam, że będę pieprzył cię tak długo, póki nie
zrozumiesz, że dla mnie nie jesteś śmieciem.- scałował uśmiech z ust swojego
ucznia. Całował go żarliwie i namiętnie, pożerając suche i popękane wargi.
Kolejny
raz dał się urobić. Iwao parsknął do swoich myśli, unosząc chłopaka. O tak. Zapewni
go o swoich słowach. A ma na to całą noc.
*
**
***
Hej Mordeczki!
Wiem, wiem... Zawaliłam! Mam nadzieje, że mi wybaczycie :) I ucieszycie się z nowego rozdziału :D
Witam nowych czytelników, i dziękuje za komentarze :*
Chcę Was również poinformować, że dużymi krokami zbliżamy się do końca opowiadania. Ile dokładnie zostało rozdziałów? Trzy? Cztery? Wszystko zależy od ich długości, a te dupy nie urywają :P
No nic. Nie będę męczyć dupci.
Do poczytanka!
Ps. Czy domyślacie się czemu wybrałam akurat zdjęcie umieszczone na początku postu?
Co prawda za odpowiedź nie będzie żadnej nagrody! To tylko moja ciekawość :)
Rozdział jak zawsze cudowny! Bo jakże by inaczej? Tylko Jonathan... Jeju... Nie szkoda mu przyjaźni, którą z własnej głupoty stracił? Idiota. Tylko szkoda, że może zrozumieć swój błąd, gdy będzie za późno.
OdpowiedzUsuńA co do zdjęcia... Jeżeli zbijesz Jacksona, to inaczej pogadamy -.-
Jak już, to wolę śmieć Woo. Co prawda, dobrze by było, gdyby nikt nie stracił życia, ale no wiesz... U ciebie jest wszystko możliwie. Także... Dlaczego wolę śmierć Woo? Bo to wtedy wielu osobom uświadomi jak wiele stracili. Będzie to na tyle bolesne, że ból będzie towarzyszył im do końca życia. I co najważniejsze... Chciałabym wiedzieć, jak zachowa się w takim obliczu Jackson. Bo tak czy siak, Woo musi zginąć. Tak przypuszczam.
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, ale zabolało mnie to zachowanie Jonathana, chyba w tym momencie chciałabym, aby zginął, żeby wszyscy zobaczyli co stracili...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia