***
**
*
Yoshi
tak jak reszta kolegów i koleżanek z zespołu nie byli zaskoczeni, że nie
wygrali konkursu. Jako jedyny niezadowolony był Cooper. On liczył na pierwsze
miejsce, a nie na trzecie. Jak ma teraz stanąć oko w oko z nauczycielem
matematyki? Właśnie udowodnił, że nie potrafi doprowadzić chóru do wygranej.
Kolejny raz wraca z niczym. I kolejny raz da szkolnym osiłkom powody do
wyśmiewania chóru.
Tak bardzo chciał wygrać!
Tak bardzo chciał wszystkim utrzeć nosa, a
to jemu go utarli!
Zaczynał się obawiać, że w tym roku
ostatni raz był nauczycielem muzyki. Już od lat próbuje się wykazać i nic mu z
tego nie wychodzi. Może sam powinien złożyć wypowiedzenie?
- Ej, nie smućcie się!- rzucił wesoło
Cooper, widząc przygaszane wyrazy twarzy uczniów. Siedzieli w autobusie i
czekali na kierowcę, który zaspał, by ruszyć w powrotną drogę do domu.- Trzecie
miejsce nie jest takie złe!- próbował pocieszyć nie tylko ich, ale i siebie.
Mogli przecież odpaść na początku, nie?
- Ale nie jest to pierwsze!- odpowiedział
Jonatan, wstając i wychylając się zza fotela, aby lepiej widzieć nauczyciela
muzyki.
- Od lat jesteśmy pośmiewiskiem w szkole!-
dorzucił inny licealista. On w odróżnieniu od Yoshiego i Jonatana przeżył dużo
więcej, bo jest w trzeciej klasie. I od wstąpienia do chóru spotykały go same
przykrości.- Dla nich nie ma różnicy trzecie czy ostatnie!
Iwao
parsknął pod nosem słysząc odpowiedź ucznia. Chór nie był jedynym, a na pewno
nie najważniejszym, powodem ich gnębienia. Sami sobie byli winni skoro nie
potrafili się postawić oprychom z drużyny. Oni po prostu wykorzystywali to, że
nie bronili się. Tak samo było na lekcjach. U niego panował ład i porządek, bo
ich sobie ustawił. To on nimi rządził, a nie na odwrót. A u innych nauczycieli robili,
co chcieli.
Cooper
spojrzał w jego stronę, lecz nie odezwał się słowem widząc bezduszny wyraz
twarzy u mężczyzny. I jaki on daje przykład? Zamiast coś powiedzieć, obronić
ich, to podkula ogon i ucieka. Ale mężczyzna naprawdę wygląda…
Jak diabeł wcielony!
A tylko głupek z nim zadziera.
***
- Nie zgadzasz się z tym, co Brook
powiedział, prawda?- zagadał Yoshi przerywając ciszę w samochodzie. Od
ogłoszenia wyników konkursu nie miał humoru. Iwao też nie kwapił się do rozmów
od ostatniej kłótni. Niby mu wybaczył, ale… Między nimi było inaczej. Dużo
inaczej.
- A co w tym dziwnego, Woo?- odpowiedział
kpiącym głosem, którego nie ubarwiła ciepła nutka – Pozwalacie im na to. A do
tego wykorzystują to, że się ich boicie – wypowiedział swoje zdanie na głos. W
ostatniej chwili skręcił w ulicę prowadzącą do domu nastolatka. Mieli jechać do
niego, ale rozmyślił się. Nie miał zamiaru wysłuchiwać żali chłopaka. Od tego
ma przyjaciół i rodzinę.
- Nie jedziemy do ciebie?- zapytał
zawiedziony, widząc swój obskurny, stary blok. Zacisnął dłonie na czarnym
pluszaku.
- Nie zadawaj głupich pytań, Woo –
odpowiedział, zatrzymując się przy bramie. Nie gasił silnika, bo miał zamiar
zaraz odjechać. Sięgnął po torbę na tylne siedzenia.
Tak
szczerze to miał dość nastolatka. Paplał godzinami o głupotach, i wlepiał ten
swój maślany wzrok w niego jak w jakiegoś Boga. Musiał odpocząć. A wykorzysta
do tego każdą minutę. Sięgnął do klamki i otworzył mu drzwi, bo ten skamieniał
nie wiedząc, co ma robić.- Wysiadaj, Woo – pośpieszył chłopaka, kładąc mu na
kolanach jego bagaż.
- Nadal się gniewasz o tamto, prawda?-
dopytał o powód zmiany planów.
- Nie, Woo – Iwao nie należał do osób,
które żywią urazy czy żale. Ufał bardziej Cooperowi? Jego wola. Nie będzie
starał się bardziej niż to konieczne. Nawet dla dobra misji.
- To…- wysiadł z auta, ciągnąc za sobą
torbę, a pod pachę wcisnął dużego miśka.
- Pośpiesz się – rozkazał swoim głosem,
odwracając wzrok na jezdnię. Odjechał jak tylko trzasnęły drzwi.
Odetchnął
z ulgą, gdy wszedł do domu. Było tak cicho, że słyszał jak w salonie lata
mucha. Tego spokoju mu brakowało przez te cztery dni. Będąc w zamku, gdzie
mieszkało trzystu ludzi nie było tak głośno jak z piętnastką nastolatków.
Odłożył
torbę w salonie obok sofy i udał się na piętro, a tam do łazienki. Wziął długą
gorącą kąpiel. Owinął ręcznik na biodrach i poszedł do gabinetu. Usiadł za
biurkiem. Wysunął szufladę, w której trzymał dokumenty Woo. Z koperty wyjął zdjęcie
nastolatka. Położył je na biurku. Rozsiadając się wygodnie, przyglądał się
zdjęciu.
***
Yoshi
wszedł do domu, rzucając swoją torbę gdzieś w kąt po drodze do kuchni. W niej
jak każdego wieczoru siedzieli rodzice. Na stole leżały puste butelki po piwie,
pełna popielniczka, trzy paczki papierosów, i opakowania po mrożonych obiadach.
- Cześć – przywitał się z ojcem i matką,
opierając się o ścianę.
- Witaj synku – odpowiedziała,
zapijaczonym głosem kobieta. Jej oczy świeciły się jak dwie zapalone zapałki, zdradzając
jej upojenie alkoholowe.
Mimo
„choroby” jak to wmawia swoim dzieciom, dbała o wygląd. Zresztą jej mąż
również.
- Jak tam konkurs?- zapytał od niechcenia
ojciec chłopaka, popijając piwo z butelki. Nie spuścił z syna wzroku to też
zobaczył jego grymas na twarzy.- Nie wygraliście – stwierdził, odkładając
butelkę na blat.- Żadna nowość, nie?
- Taa. Żadna – odparł, wychodząc z kuchni,
idąc do pokoju wziął torbę.
W
salonie siedział Isamu i grał, a obok niego siedział młodszy brat. Nie pytał
się ich o czy mają odrobione lekcje, bo był piątek to tez im odpuścił. Podszedł
do młodszego i ucałował go w głowę, a następnie pogłaskał.- Siema – rzucił do
starszego. Nie czekając na odpowiedź udał się do łazienki, by wstawić ubrania
do prania. Gdy to zrobił poszedł do sióstr zobaczyć, co robią. Hitomi spała
przytulona do swojej lalki, a Tomoko leżała czytając książkę przy zapalonej lampce.
- Hej – przywitał się cicho z siostrą, by
nie obudzić najmłodszej.
- O, wróciłeś!– ucieszyła się na widok
brata. Uśmiech zszedł jej z ust, widząc jego smutne oczy.- Jak konkurs?- do
książki włożyła zakładkę, po czym ją zamknęła i odłożyła na bok. Usiadła
opierając się o ścianę, i poklepała miejsce obok.
Yoshi wahał się przez chwilę. Dzierżąc w dłoni miśka usiadł koło
siostry. Odłożył czarną pandę i pozwolił młodszej się przytulić. Sam również ją
objął, całując w głowę.
- Zajęliśmy trzecie miejsce – odpowiedział
na pytanie, zsuwając ze stóp buty.
- Jednak to nie powód twojego smutku,
prawda?- uniosła lekko głowę, by spojrzeć bratu w oczy.
- Nie – westchnął przegrany, nie potrafiąc
skłamać jej prosto w oczy.- Połóż się spać, bo już późno.- zmienił temat, chcąc
uciec z pokoju młodszych jak najszybciej. Nim ta zaczęła go wypytywać, co się
stało, że jest smutny. Zresztą sam był zmęczony i marzył tylko o przytuleniu
się do miśka, który pachniał nauczycielem, i iść spać.
- Dobrze – zgodziła się bez słowa
sprzeciwu. Uścisnęła go mocno i odsunęła się, by mógł wstać. Poczekała, aż
Yoshi wyjdzie, zamykając za sobą drzwi. Książkę położyła na nocną szafkę,
zgasiła lampkę i poszła spać. Dopiero, gdy zamknęła oczy zdała sobie sprawę, że
starszy uciekł od rozmowy, a młodszy z braci nadal siedzi w salonie przed
telewizorem.
***
W
sobotę udał się z siostrami i młodszym bratem do parku. Pogoda z dnia na dzień
była coraz ładniejsza. Jednak nie było się, czemu dziwić. Lato zbliżało się, co
raz bardziej. Za tym szło również zakończenie roku szkolnego.
Tomoko i Ken
jechali na rowerach, a Hitomi szła z nim za rękę trzymając w drugiej
wiadereczko, a w nim łopatkę, grabki i foremki do „babek”. Yoshi to unosił dłoń, to
kiwał głową na witanie do spotkanych w parku kolegów lub koleżanek. Rozglądał
się przez cały czas, mając w duchu nadzieje, że spotka swojego nauczyciela od
matematyki. Tomoko i Ken skręcili w lewo, gdzie znajdywały się huśtawki.
Zatrzymali się, odrzucili rowery i pobiegli się huśtać. A on z Hitomi poszli do
dużej piaskownicy, której bawiło się kilkoro dzieci.
- Cześć!- przywitała się Hitomi ze swoimi
rówieśnikami.
To był znak dla Yoshi’ego by ją puścił by mogła się z nimi pobawić. Gdy
to zrobił ta pobiegła jakby ją wystrzelono z procy. Pokręcił rozbawiony głową i
usiadł na ławce niedaleko. Miał z niej oko na rodzeństwo i porzucone
rowery. Wystawił twarz do słońca, przymykając oczy.
Nadal myślał o wczorajszym wieczorze. Jackson nie wyglądał na złego,
ale… On rzadko, kiedy okazuje uczucia. Czasami miał wrażenie jakby patrzył na
którąś z lalek swojej siostry, a nie na żywego człowieka. O ile nim był.
Bo jak można tak doskonale maskować i
ukrywać swoje uczucia?
- Nie śpij, bo podrzucą ci dzieciaka!-
krzyknął mu do ucha Jonatan.
- Lepiej by podrzucili niż porwali –
rozejrzał się za rodzeństwem, robiąc przyjacielowi miejsce na ławce.
- Racja – przytaknął, siadając obok.- Jak
w domu?
Jonatan, jako jedyny wiedział o sytuacji w jego rodzinie. Nie lubił i
nie chciał rozmawiać o „chorobie” rodziców. Jemu też nic nie powiedział.
Dowiedział się przez przypadek, gdy wpadł do niego bez zapowiedzi. Rodzice tak
się upili, że idąc do sypialni, odbijali się od ściany do ściany. Jonatan przez
jakiś czas milczał na ten temat, do czasu. W końcu po miesiącu wypytał go o
wszystko.
- Normalnie – odpowiedział, wzruszając
ramionami.
Dla niego było to normalnością. Widok alkoholu na stole, bałagan w
kuchni, i oni. Zataczający się. Zdziwiłby się, gdyby wrócił do domu, a rodzice
czekaliby na swoje dzieci z obiadem przy stole, całkowicie trzeźwi.
Jonatan przyjrzał się czujnie przyjacielowi, jak to miał w zwyczaju i
nie dojrzał nic na jego twarzy, co świadczyło o kłamstwie.
- Czyli bez zmian – stwierdził, opierając
łokcie na oparciu ławki. Uśmiechnął się życzliwie do Hitomi, która pomachała mu
łopatką z piaskownicy, gdy go zobaczyła.
***
Iwao wyszedł z pokoju nauczycielskiego, kiedy zadzwonił dzwonek. Wszedł
na piętro, gdzie miał pierwszą lekcję z Woo.
- Dzień dobry – usłyszał wystraszone głosy
licealistów.
Gdy otwierał drzwi do klasy po korytarzu
rozniósł się basowy głos dyrektora.
- Panie Sawyer, proszę ze mną!
- Do klasy – rozkazał im swoim głosem,
czekając aż ci wejdą do sali i zajmą swoje miejsca.- I ma być cisza.
Iwao szedł tuż za dyrektorem. W sekretariacie
nie przywitał się z kobietą, wchodząc do gabinetu starszego. Ten wskazał mu
dłonią na krzesło by na nie usiadł. Zaprzeczył potrząsając głową. Splótł ręce
za plecami wypinając klatkę piersiową.
Pan dyrektor usiadł na fotelu przodem do nauczyciela matematyki. Poczuł się
jak mrówka, gdy ten przyjął swoją pełną wyższości postawę.
- Jak pan wie za miesiąc jest koniec roku
szkolnego – podjął rozmowę, robiąc kółeczka kciukami.
- Proszę wierzyć lub nie, ale jestem tego
świadom – zakpił bezdusznym głosem.
- Dobrze. Nie będę owijał w bawełnę –
odparł niewzruszony kpinami ze strony młodszego.- Chcę panu zaproponować umowę
na następny rok. Co pan na to?
- Moja odpowiedź brzmi, nie – odpowiedział
bez wahania.- Znalazłem się tu by wykonać zadanie wydane przez mego ojca. I
obawiam się, że zostało ono ukończone. To też nie widzę powodu, aby męczyć się
z bandą idiotów, do których nic nie dociera.
- Jednak dam panu czas na przemyślenie
mojej propozycji, panie Sawyer.
- Nie ma takiej potrzeby, panie dyrektorze
– Iwao ruszył do drzwi.- Moja odpowiedź się nie zmieni.- dodał nim wyszedł z
gabinetu.
***
- Na pewno poleci ze szkoły – rzucił pierwszą
lepszą myśl Vivani. On najbardziej ucieszyłby się, gdyby tak się stało.
Nienawidził nauczyciela całym sercem.
- W końcu ktoś z rodziców zareagował na to
jak nas traktuje!- dorzucił inny uczeń.
- I dobrze tak chujowi!- dołączył kolejny
licealista.
Yoshi czuł jak z każdym wypowiedzianym zdaniem kolegów z klasy jego
serce zaczyna bić coraz szybciej. Czy oni mówią poważnie? Straci mężczyznę, którego
kocha? Zostawi go?
Jego rozmyślenia i krzyki w klasie przerwało wejście nauczyciela do
klasy. Zabójca ściągnął beżową marynarkę i powiesił na oparciu krzesła, na
które usiadł. Sprawdził obecność i gdy już miał wywoływać do tablicy Woo,
dziewczyna z pierwszej ławki podniosła rękę.
- Słucham, panno Shark.
- Czy będzie nas pan uczył w przyszłym
roku?- zapytała niepewnym głosem, spuszczając szybko wzrok na ławkę.
Uczniowie wlepili w niego czujne spojrzenia, czekając na jego odpowiedź.
Na złość milczał przez dłuższy czas.
- Obawiam się, że nie muszę udzielać
odpowiedzi na to pytanie – zakpił z uczennicy, wstając z krzesełka.- Do
tablicy, Woo – wydał chłopakowi polecenie, idąc na koniec sali. Stanął pod
oknem, opierając się pośladkami o parapet – Jednak by zaspokoić waszą
ciekawość, to nie. Nie będę was uczył w przyszłym roku.
Yoshi jak tylko usłyszał ostatnie zdanie mężczyzny zatrzymał się w
półkroku. Spojrzał na nauczyciela, a widząc jego bezduszny wyraz twarzy niewiele
myśląc wybiegł z klasy, olewając wołanie Jacksona.
*
**
***
:-)
OdpowiedzUsuńDupek
Trafiłam na tego bloga dziś rano i na każkej lekcji jak tylko znalazłam chwilę wyciągałam telefon i czytałam, czytałam, czytałam..... Aż mi się rozdziały skończyły!!! Błagam wstaw następne!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuńYoshi naprawdę zaczyna zawracać w głowię panu "nigdysieniezakocham".
A jak widze piosenkę Andrewa u ciebie, to aż mam wielki zaciesz na pyszczku.
Weny!
Witam,
OdpowiedzUsuńoch wspaniale, ale na czym ma to polegać, rozkochać go w sobie i zostawić, czy zabić później... no i wielka szkoda, ze nie będzie uczył, mógł powiedzieć, że dyrektor zaproponował, aby uczył, ale niestety... a Woo i jego reakcja, szkoda mi go...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia