niedziela, 12 czerwca 2016

*15*





***
**
*
   
   Yoshi tak jak reszta kolegów i koleżanek z zespołu nie byli zaskoczeni, że nie wygrali konkursu. Jako jedyny niezadowolony był Cooper. On liczył na pierwsze miejsce, a nie na trzecie. Jak ma teraz stanąć oko w oko z nauczycielem matematyki? Właśnie udowodnił, że nie potrafi doprowadzić chóru do wygranej. Kolejny raz wraca z niczym. I kolejny raz da szkolnym osiłkom powody do wyśmiewania chóru.
Tak bardzo chciał wygrać!
Tak bardzo chciał wszystkim utrzeć nosa, a to jemu go utarli!
Zaczynał się obawiać, że w tym roku ostatni raz był nauczycielem muzyki. Już od lat próbuje się wykazać i nic mu z tego nie wychodzi. Może sam powinien złożyć wypowiedzenie?
- Ej, nie smućcie się!- rzucił wesoło Cooper, widząc przygaszane wyrazy twarzy uczniów. Siedzieli w autobusie i czekali na kierowcę, który zaspał, by ruszyć w powrotną drogę do domu.- Trzecie miejsce nie jest takie złe!- próbował pocieszyć nie tylko ich, ale i siebie. Mogli przecież odpaść na początku, nie?
- Ale nie jest to pierwsze!- odpowiedział Jonatan, wstając i wychylając się zza fotela, aby lepiej widzieć nauczyciela muzyki.
- Od lat jesteśmy pośmiewiskiem w szkole!- dorzucił inny licealista. On w odróżnieniu od Yoshiego i Jonatana przeżył dużo więcej, bo jest w trzeciej klasie. I od wstąpienia do chóru spotykały go same przykrości.- Dla nich nie ma różnicy trzecie czy ostatnie!
   Iwao parsknął pod nosem słysząc odpowiedź ucznia. Chór nie był jedynym, a na pewno nie najważniejszym, powodem ich gnębienia. Sami sobie byli winni skoro nie potrafili się postawić oprychom z drużyny. Oni po prostu wykorzystywali to, że nie bronili się. Tak samo było na lekcjach. U niego panował ład i porządek, bo ich sobie ustawił. To on nimi rządził, a nie na odwrót. A u innych nauczycieli robili, co chcieli.
   Cooper spojrzał w jego stronę, lecz nie odezwał się słowem widząc bezduszny wyraz twarzy u mężczyzny. I jaki on daje przykład? Zamiast coś powiedzieć, obronić ich, to podkula ogon i ucieka. Ale mężczyzna naprawdę wygląda…
Jak diabeł wcielony!
A tylko głupek z nim zadziera.

***

- Nie zgadzasz się z tym, co Brook powiedział, prawda?- zagadał Yoshi przerywając ciszę w samochodzie. Od ogłoszenia wyników konkursu nie miał humoru. Iwao też nie kwapił się do rozmów od ostatniej kłótni. Niby mu wybaczył, ale… Między nimi było inaczej. Dużo inaczej.
- A co w tym dziwnego, Woo?- odpowiedział kpiącym głosem, którego nie ubarwiła ciepła nutka – Pozwalacie im na to. A do tego wykorzystują to, że się ich boicie – wypowiedział swoje zdanie na głos. W ostatniej chwili skręcił w ulicę prowadzącą do domu nastolatka. Mieli jechać do niego, ale rozmyślił się. Nie miał zamiaru wysłuchiwać żali chłopaka. Od tego ma przyjaciół i rodzinę.
- Nie jedziemy do ciebie?- zapytał zawiedziony, widząc swój obskurny, stary blok. Zacisnął dłonie na czarnym pluszaku.
- Nie zadawaj głupich pytań, Woo – odpowiedział, zatrzymując się przy bramie. Nie gasił silnika, bo miał zamiar zaraz odjechać. Sięgnął po torbę na tylne siedzenia.
   Tak szczerze to miał dość nastolatka. Paplał godzinami o głupotach, i wlepiał ten swój maślany wzrok w niego jak w jakiegoś Boga. Musiał odpocząć. A wykorzysta do tego każdą minutę. Sięgnął do klamki i otworzył mu drzwi, bo ten skamieniał nie wiedząc, co ma robić.- Wysiadaj, Woo – pośpieszył chłopaka, kładąc mu na kolanach jego bagaż.
- Nadal się gniewasz o tamto, prawda?- dopytał o powód zmiany planów.
- Nie, Woo – Iwao nie należał do osób, które żywią urazy czy żale. Ufał bardziej Cooperowi? Jego wola. Nie będzie starał się bardziej niż to konieczne. Nawet dla dobra misji.
- To…- wysiadł z auta, ciągnąc za sobą torbę, a pod pachę wcisnął dużego miśka.
- Pośpiesz się – rozkazał swoim głosem, odwracając wzrok na jezdnię. Odjechał jak tylko trzasnęły drzwi.
   Odetchnął z ulgą, gdy wszedł do domu. Było tak cicho, że słyszał jak w salonie lata mucha. Tego spokoju mu brakowało przez te cztery dni. Będąc w zamku, gdzie mieszkało trzystu ludzi nie było tak głośno jak z piętnastką nastolatków.
   Odłożył torbę w salonie obok sofy i udał się na piętro, a tam do łazienki. Wziął długą gorącą kąpiel. Owinął ręcznik na biodrach i poszedł do gabinetu. Usiadł za biurkiem. Wysunął szufladę, w której trzymał dokumenty Woo. Z koperty wyjął zdjęcie nastolatka. Położył je na biurku. Rozsiadając się wygodnie, przyglądał się zdjęciu.

***

   Yoshi wszedł do domu, rzucając swoją torbę gdzieś w kąt po drodze do kuchni. W niej jak każdego wieczoru siedzieli rodzice. Na stole leżały puste butelki po piwie, pełna popielniczka, trzy paczki papierosów, i opakowania po mrożonych obiadach.
- Cześć – przywitał się z ojcem i matką, opierając się o ścianę.
- Witaj synku – odpowiedziała, zapijaczonym głosem kobieta. Jej oczy świeciły się jak dwie zapalone zapałki, zdradzając jej upojenie alkoholowe.
   Mimo „choroby” jak to wmawia swoim dzieciom, dbała o wygląd. Zresztą jej mąż również.
- Jak tam konkurs?- zapytał od niechcenia ojciec chłopaka, popijając piwo z butelki. Nie spuścił z syna wzroku to też zobaczył jego grymas na twarzy.- Nie wygraliście – stwierdził, odkładając butelkę na blat.- Żadna nowość, nie?
- Taa. Żadna – odparł, wychodząc z kuchni, idąc do pokoju wziął torbę.
   W salonie siedział Isamu i grał, a obok niego siedział młodszy brat. Nie pytał się ich o czy mają odrobione lekcje, bo był piątek to tez im odpuścił. Podszedł do młodszego i ucałował go w głowę, a następnie pogłaskał.- Siema – rzucił do starszego. Nie czekając na odpowiedź udał się do łazienki, by wstawić ubrania do prania. Gdy to zrobił poszedł do sióstr zobaczyć, co robią. Hitomi spała przytulona do swojej lalki, a Tomoko leżała czytając książkę przy zapalonej lampce.
- Hej – przywitał się cicho z siostrą, by nie obudzić najmłodszej.
- O, wróciłeś!– ucieszyła się na widok brata. Uśmiech zszedł jej z ust, widząc jego smutne oczy.- Jak konkurs?- do książki włożyła zakładkę, po czym ją zamknęła i odłożyła na bok. Usiadła opierając się o ścianę, i poklepała miejsce obok.  
   Yoshi wahał się przez chwilę. Dzierżąc w dłoni miśka usiadł koło siostry. Odłożył czarną pandę i pozwolił młodszej się przytulić. Sam również ją objął, całując w głowę.
- Zajęliśmy trzecie miejsce – odpowiedział na pytanie, zsuwając ze stóp buty.
- Jednak to nie powód twojego smutku, prawda?- uniosła lekko głowę, by spojrzeć bratu w oczy.
- Nie – westchnął przegrany, nie potrafiąc skłamać jej prosto w oczy.- Połóż się spać, bo już późno.- zmienił temat, chcąc uciec z pokoju młodszych jak najszybciej. Nim ta zaczęła go wypytywać, co się stało, że jest smutny. Zresztą sam był zmęczony i marzył tylko o przytuleniu się do miśka, który pachniał nauczycielem, i iść spać.
- Dobrze – zgodziła się bez słowa sprzeciwu. Uścisnęła go mocno i odsunęła się, by mógł wstać. Poczekała, aż Yoshi wyjdzie, zamykając za sobą drzwi. Książkę położyła na nocną szafkę, zgasiła lampkę i poszła spać. Dopiero, gdy zamknęła oczy zdała sobie sprawę, że starszy uciekł od rozmowy, a młodszy z braci nadal siedzi w salonie przed telewizorem.

***

   W sobotę udał się z siostrami i młodszym bratem do parku. Pogoda z dnia na dzień była coraz ładniejsza. Jednak nie było się, czemu dziwić. Lato zbliżało się, co raz bardziej. Za tym szło również zakończenie roku szkolnego.
   Tomoko i Ken jechali na rowerach, a Hitomi szła z nim za rękę trzymając w drugiej wiadereczko, a w nim łopatkę, grabki i foremki do „babek”. Yoshi to unosił dłoń, to kiwał głową na witanie do spotkanych w parku kolegów lub koleżanek. Rozglądał się przez cały czas, mając w duchu nadzieje, że spotka swojego nauczyciela od matematyki. Tomoko i Ken skręcili w lewo, gdzie znajdywały się huśtawki. Zatrzymali się, odrzucili rowery i pobiegli się huśtać. A on z Hitomi poszli do dużej piaskownicy, której bawiło się kilkoro dzieci.
- Cześć!- przywitała się Hitomi ze swoimi rówieśnikami.
   To był znak dla Yoshi’ego by ją puścił by mogła się z nimi pobawić. Gdy to zrobił ta pobiegła jakby ją wystrzelono z procy. Pokręcił rozbawiony głową i usiadł na ławce niedaleko. Miał z niej oko na rodzeństwo i porzucone rowery. Wystawił twarz do słońca, przymykając oczy.
   Nadal myślał o wczorajszym wieczorze. Jackson nie wyglądał na złego, ale… On rzadko, kiedy okazuje uczucia. Czasami miał wrażenie jakby patrzył na którąś z lalek swojej siostry, a nie na żywego człowieka. O ile nim był.
Bo jak można tak doskonale maskować i ukrywać swoje uczucia? 
- Nie śpij, bo podrzucą ci dzieciaka!- krzyknął mu do ucha Jonatan.
- Lepiej by podrzucili niż porwali – rozejrzał się za rodzeństwem, robiąc przyjacielowi miejsce na ławce.
- Racja – przytaknął, siadając obok.- Jak w domu? 
   Jonatan, jako jedyny wiedział o sytuacji w jego rodzinie. Nie lubił i nie chciał rozmawiać o „chorobie” rodziców. Jemu też nic nie powiedział. Dowiedział się przez przypadek, gdy wpadł do niego bez zapowiedzi. Rodzice tak się upili, że idąc do sypialni, odbijali się od ściany do ściany. Jonatan przez jakiś czas milczał na ten temat, do czasu. W końcu po miesiącu wypytał go o wszystko.
- Normalnie – odpowiedział, wzruszając ramionami.
   Dla niego było to normalnością. Widok alkoholu na stole, bałagan w kuchni, i oni. Zataczający się. Zdziwiłby się, gdyby wrócił do domu, a rodzice czekaliby na swoje dzieci z obiadem przy stole, całkowicie trzeźwi.
   Jonatan przyjrzał się czujnie przyjacielowi, jak to miał w zwyczaju i nie dojrzał nic na jego twarzy, co świadczyło o kłamstwie.
- Czyli bez zmian – stwierdził, opierając łokcie na oparciu ławki. Uśmiechnął się życzliwie do Hitomi, która pomachała mu łopatką z piaskownicy, gdy go zobaczyła.

***

   Iwao wyszedł z pokoju nauczycielskiego, kiedy zadzwonił dzwonek. Wszedł na piętro, gdzie miał pierwszą lekcję z Woo.
- Dzień dobry – usłyszał wystraszone głosy licealistów.
Gdy otwierał drzwi do klasy po korytarzu rozniósł się basowy głos dyrektora.
- Panie Sawyer, proszę ze mną!
- Do klasy – rozkazał im swoim głosem, czekając aż ci wejdą do sali i zajmą swoje miejsca.- I ma być cisza.
   Iwao szedł tuż za dyrektorem. W sekretariacie nie przywitał się z kobietą, wchodząc do gabinetu starszego. Ten wskazał mu dłonią na krzesło by na nie usiadł. Zaprzeczył potrząsając głową. Splótł ręce za plecami wypinając klatkę piersiową.
   Pan dyrektor usiadł na fotelu przodem do nauczyciela matematyki. Poczuł się jak mrówka, gdy ten przyjął swoją pełną wyższości postawę.
- Jak pan wie za miesiąc jest koniec roku szkolnego – podjął rozmowę, robiąc kółeczka kciukami.
- Proszę wierzyć lub nie, ale jestem tego świadom – zakpił bezdusznym głosem.
- Dobrze. Nie będę owijał w bawełnę – odparł niewzruszony kpinami ze strony młodszego.- Chcę panu zaproponować umowę na następny rok. Co pan na to?
- Moja odpowiedź brzmi, nie – odpowiedział bez wahania.- Znalazłem się tu by wykonać zadanie wydane przez mego ojca. I obawiam się, że zostało ono ukończone. To też nie widzę powodu, aby męczyć się z bandą idiotów, do których nic nie dociera.
- Jednak dam panu czas na przemyślenie mojej propozycji, panie Sawyer.
- Nie ma takiej potrzeby, panie dyrektorze – Iwao ruszył do drzwi.- Moja odpowiedź się nie zmieni.- dodał nim wyszedł z gabinetu.

***

- Na pewno poleci ze szkoły – rzucił pierwszą lepszą myśl Vivani. On najbardziej ucieszyłby się, gdyby tak się stało. Nienawidził nauczyciela całym sercem.
- W końcu ktoś z rodziców zareagował na to jak nas traktuje!- dorzucił inny uczeń.
- I dobrze tak chujowi!- dołączył kolejny licealista.
   Yoshi czuł jak z każdym wypowiedzianym zdaniem kolegów z klasy jego serce zaczyna bić coraz szybciej. Czy oni mówią poważnie? Straci mężczyznę, którego kocha? Zostawi go?
   Jego rozmyślenia i krzyki w klasie przerwało wejście nauczyciela do klasy. Zabójca ściągnął beżową marynarkę i powiesił na oparciu krzesła, na które usiadł. Sprawdził obecność i gdy już miał wywoływać do tablicy Woo, dziewczyna z pierwszej ławki podniosła rękę.
- Słucham, panno Shark.
- Czy będzie nas pan uczył w przyszłym roku?- zapytała niepewnym głosem, spuszczając szybko wzrok na ławkę.
   Uczniowie wlepili w niego czujne spojrzenia, czekając na jego odpowiedź. Na złość milczał przez dłuższy czas.
- Obawiam się, że nie muszę udzielać odpowiedzi na to pytanie – zakpił z uczennicy, wstając z krzesełka.- Do tablicy, Woo – wydał chłopakowi polecenie, idąc na koniec sali. Stanął pod oknem, opierając się pośladkami o parapet – Jednak by zaspokoić waszą ciekawość, to nie. Nie będę was uczył w przyszłym roku.
   Yoshi jak tylko usłyszał ostatnie zdanie mężczyzny zatrzymał się w półkroku. Spojrzał na nauczyciela, a widząc jego bezduszny wyraz twarzy niewiele myśląc wybiegł z klasy, olewając wołanie Jacksona. 

*
**
***

4 komentarze:

  1. Trafiłam na tego bloga dziś rano i na każkej lekcji jak tylko znalazłam chwilę wyciągałam telefon i czytałam, czytałam, czytałam..... Aż mi się rozdziały skończyły!!! Błagam wstaw następne!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział.
    Yoshi naprawdę zaczyna zawracać w głowię panu "nigdysieniezakocham".
    A jak widze piosenkę Andrewa u ciebie, to aż mam wielki zaciesz na pyszczku.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    och wspaniale, ale na czym ma to polegać, rozkochać go w sobie i zostawić, czy zabić później... no i wielka szkoda, ze nie będzie uczył, mógł powiedzieć, że dyrektor zaproponował, aby uczył, ale niestety... a Woo i jego reakcja, szkoda mi go...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń